RedDragon

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Screen z gry – tabelka, czyli to co znajdowało by się w świerszczykach dla graczy RD gdyby takie wydawano.

RedDragon – internetowa gra online. Jest w klimacie fantasy, ale bardziej strategiczna, czyli nie biega się po piwnicach i szczurów się nie ubija jak w jakimś RPG. RedDragon polega na dużo ambitniejszym klikaniu.

Akcja

Akcja toczy się w świecie ciągłej wojny, nie ma tutaj litości. Gracz wciela się w księcia rządzącego państwem, złożonym z tabelek i cyferek. Aby przetrwać musi dołączyć do koalicji, zazwyczaj rządzonej przez maniakalnego i uzależnionego od gry gracza. Codziennie o 5 rano, na tzw. „przeliczeniu”, dostaje nową porcję tur (na jakiej zasadzie to działa nie wie sam programista gry, ważne że działa i już!). Gra nie ma sensu, ponieważ aby mieć dużo wojska, potrzebujesz dużo wirtualnej ziemi, aby mieć dużo ziemi potrzebujesz dużo wojska. Istnieją też wspomagacze w postaci magii i złodziei, które jednak każdy olewa bo i tak liczy się tylko ATAK!!!! Atak całym wojskiem!!!!!.

Kontrowersje

A oto Pałac Sądu Ostatecznego – budynek upragniony przez wszystkich miernych graczy, bo ci lepsi dawno go zbudowali...
  • Niektórzy mówią, że jest to również gra polityczna. Wszelakie rodzaje podstępu, ciosy w plecy, grupowanie w celu obicia silniejszego są praktykowane dla wygrania gry i zdobycia najważniejszego trofeum – Stodoły.
  • Od niedawna Stodoła stała się jedynie pretekstem do zdobycia unikalnej gry planszowej, niedostępnej nawet na Allegro.pl, zwanej potocznie chińczykiem. Krążą plotki, że gry tej nie mógł stworzyć sam MacGyver, choć zakupił wcześniej w sklepie keczup.
  • Zbudowanie Stodoły daje dokładnie tyle, że już do końca świata inni gracze będą mówić, że ci się nie należała, była oszukana, z układu, albo przypadkowa.
  • Istnieją pogłoski, że gra jest tak naprawdę jedynie pretekstem do organizowania ogólnopolskich popijaw, gdzie gracze, pod mocnym wpływem alkoholu, kopulują z drzewami lub nagrywają nowe wersje starych przebojów.

Po czym poznać osobę grającą w RedDragona

  • Niezależnie gdzie jest w tym czasie i co robi, około godziny 5 rano osoba taka robi się nerwowa.
  • Często też rzuca mięsem w okolicach 1–3 w nocy kiedy jak twierdzi: Musi powysyłać teraz ataki i złodziei a ta banda pCenzura2.svg półgłówków, lam... (etc. etc.)... jest nie sklikana! – cokolwiek to znaczy.
  • Często twierdzi, że jest w stanie wojny, co skutkuje dziwnymi obliczeniami na wszelakich, dostępnych kartkach.
  • Jeżeli uważa się za tzw. „GieDe”, albo jeszcze gorzej „Impa” (swoistego guru), to widujesz go tylko na zdjęciach w internecie z wyborów miss/mistera RedDragon.
  • Jego dziewczyna też gra w RedDragona.
  • Nie ma dziewczyny.
  • Albo co gorsza zaczyna podawać się za dziewczynę.
  • Raz na około trzy miesiące ma okres, trwający od tygodnia do kilku tygodni, w czasie którego odczuwa pustkę oraz nie spełnia powyższych warunków.

Po czym poznać osobę, która za bardzo się wciągnęła

Już idę do łóżka kochanie, jeszcze tylko dwa księstwa kliknę, ataki i złodziei zrobię i pakty, już już...

Statystyczny imperator o 4 nad ranem
  • Tworzy sobie na forach wiele kont i udaje różne osoby (niekoniecznie swojej płci), często wywołując ogólnoforumową kłótnię.
  • Ciągle szuka spisków, z nikim się nie przyjaźni.
  • Uważa że nie potrzebuje kontaktu z ludźmi z poza świata RD.
  • Udziela się w różnych projektach typu GraphTeam, albo jest moderatorem – za darmo.
  • Mimo, że na grę potrzeba około 20–30 minut dziennie, spędza przy niej od 8 do 15 godzin (nie licząc snu przed monitorem).
  • Zaczyna tytułować szefa mianem „admina”, a do podwładnych zwraca się „klikacze” bądź „lamy”.
  • Podrywa na teksty typu Wiesz, moja koalka ma najwięcej gleby na serwerze , albo Jesteśmy TOP1 w siłce lub Mam guba 200k.
  • Wśród innych graczy popisuje się tekstem: To przecież tylko gra, Nie zależy mi, Gram tylko dla rozrywki. Jednocześnie w liście kontaktów GG ma zakładkę „RD” składającą się z ponad 100 osób.

Serwer Czeski

Typowy Czech szykujący się do zasadzki

Problem z czeskim serwerem jest taki, że za dużo tam Czechów!

Mel Gibson

Jest to drugi serwer tej gry, w jakże pięknym języku jakim jest czeski. Wszyscy twierdzą że się do niczego nie nadaje, ale i tak tam grają. Najwięksi maniacy mają po kilkanaście księstw na obu serwerach i chwalą się tym na wszelkich możliwych forach. Serwer jest teoretycznie darmowy, ale żeby coś na nim osiągnąć trzeba wydać ponad 20zł.

Różnice pomiędzy serwerem polskim, a czeskim:

  • Język – Czesi jak powszechnie wiadomo mówią taką dziwną śmieszną odmianą polskiego. Trzeba tylko uważać, żeby nie kazać im niczego „szukać”, słowo to znaczy u nich trochę co innego.
  • Koalicja może mieć maksymalnie 16 księstw (na RD.PL 17). Tak, to jeden gub mniej do klikania o 2 w nocy dla „GieDe”.
  • Tam tak naprawdę nie respektuje się faktu, że ktoś dopiero wojnę skończył, bądź jest w jej trakcie, albo dzień przed nią. Każdego dnia możesz dostać zasadzkę od Czechów tylko za to, że jesteś na czyjejś czarnej liście lub wyglądasz na niewygodnego przeciwnika.
  • Enty – Nowa rasa niedostępna na RD.PL. Tak, to te chodzące drzewka. Za broń służy im drugie śniadanie, w związku z tym rzucają mięsem, czasem nawet całą krową.
  • Vampiry – Kolejna nowa rasa, też na RD.PL niedostępna. Ci krwiopijcy z kolei uzależnieni są od spożywania many, zamiast standardowego pożywienia. Do tego są całkowicie odporni na kastrację. Hmmm... ciekawe dlaczego...

Kod gry (też czeski)

Fragment kodu wykradzionego przez szpiega z krainy godiowców

Czeski kod, nic nie wiadomo...

Popularne powiedzenie gdy nic nie wiadomo

Jeżeli kiedyś miałoby powstać osobne piekło dla programistów, to siedzieli oni by tam przy klawiaturach od ZX Spectrum i poprawiali na tym kod RedDragona. Nie ma nic straszniejszego. Kod gry opierający się na kilku językach programowania to norma. Ale kod RedDragona opiera się na kilku językach obcych: czeskim, angielskim i polskim, pojawia się też czasem niemiecki, bo jednemu z programistów wydawało się, ze to angielski. Zmienna czy nazwa funkcji pół po czesku pół po niemiecki to prawdziwy smaczek. Coś jak skwarek z bitą śmietaną.

Przez taką zawiłość kodu gry pojawiają się czasem błędy „raz na milion”. Nikt nie wie milion czego miał by to być.

Teoria spiskowa głosi, że to wszystko nieprawda i to admini rozpowszechniają taką wersję, aby ukryć własną nieudolność.

Słownik prawdziwego RedDragonowca

  • GD, Głównodowodzący – hmmm... coś gorszego od imperatora... niereformowalne to to. Najczęściej to oni robią najwięcej zamieszania. Swoją niekompetencję tłumaczy względami taktycznymi.
  • Gubrate – jeden z ważniejszych wskaźników umiejętności gracza, oznacza ilość „sklikanych” księstw na jednostkę czasu, najczęściej przyjmowany na sekundę.
  • HeadAdmin – taki co kiedyś dużo namieszał i teraz tego okropnie żałuje.
  • Koalicja – banda wariatów, co walczą z innymi koalicjami.
  • Imp, Imperator – największa lama w koalicji. Najczęściej nie zna sie na tym co ma robić. Jeśli się zna to tym gorzej dla koalicji.
  • Klikać – z czeskiego: „lamić”.
  • Lama – z angielskiego: najlepszy klikacz koalicji, któremu nie chce się pokazać swoich nadzwyczajnych umiejętności.
  • Mastah – z angielskiego: najgorszy klikacz koalicji, któremu się nic nie chce.
  • Murzyn – idiota dający się wrabiać w klikanie całej koalicji o 2 na ranem. Zazwyczaj jest to osoba na tyle pijana, żeby uwierzyć, że to ostatni raz i na tyle trzeźwa, żeby nie spadać z krzesła podczas siedzenia przed monitorem. Murzyni nigdy nie klną!
  • Mafia – grupa graczy, która fartem wysunęła się na czołowe miejsca w statystykach, a powołuje się na umiejętności i zamysł taktyczny.
  • Gracze z zasadami – pozostali gracze, którzy nic nie osiągnęli.
  • Polityka – najuczciwsza i najczystsza dziedzina życia RedDragona.
  • Refresh – słowo często występujące w rozkazach dla klikaczy w koalicji, które wywołuje u nich falę nagłych przeprowadzek, wyjazdów do babci, bądź awarię internetu. Doświadczony GieDe pisząc „refresh” wie, że sam będzie musiał ten rozkaz wykonać. W języku potocznym graczy RD znaczy „wyzeruj tury".
  • Rozkazy – zbiór niezrozumiałych rad i wskazówek, napisanych przez GieDe za pomocą hieroglifów, dotyczących tego, czego gracz nie powinien pod żadnym pozorem wykonywać danego dnia.
  • Wystawka – słowo pochodzące z hebrajskiego. W wolnym tłumaczeniu znaczy mniej więcej dokonaj mistycznej przemiany zapasów w cokolwiek innego niż napisane w rozkazach. W języku graczy RD znaczy mniej więcej tyle, co „wyzeruj zapasy”.
  • Zasadzka – przyjacielska wizyta koalicji lub grupy tychże o 5 rano, mająca na celu dokonania inspekcji stanu wojsk koalicji odwiedzanej (ale tylko w przypadku gdy ziemia odwiedzających jest co najmniej trzykrotnie większa od ziemi koalicji odwiedzanej). To działanie jest zazwyczaj komentowane przez graczy koalicji odwiedzanej na forum za pomocą serii podziękowań i obietnic podobnych odwiedzin w rewanżu, w bliżej nieokreślonym terminie.
  • Kret – osoba zapraszająca do zasadzki, która podaje dokładną lokalizację wojsk swojej koalicji, w celu usprawnienia inspekcji.
  • Święta Krowa – najwyższa pozycja, jaką można osiągnąć w organizacji kretów. Taka osoba pomaga w zasadzkach przez co najmniej cztery ery z rzędu lub sześć.
  • Pakty – minigierka, służąca urozmaiceniu czasu GD. Polega na kolorowaniu dostępnych pól tak by powstał powitalny drogowskaz, ułatwiający przybycie przyjacielskich wojsk. Na razie dostępne są tylko cztery kolory, ale w przyszłości planowane jest zwiększenie tej liczby do dziewięciu. Najpopularniejszym kolorem jest niebieski.
  • Magia – rzadko używany element gry, który zazwyczaj prowadzi do szybkiej porażki.
  • Biała Magia – zbędna część gry. Osłabia koalicje. Używają jej tylko osoby grające pierwszy raz w RD lub słabeusze.
  • Czarna Magia – wzmacnia wojska przeciwnika lub własne. Nie należy rzucać jej nigdy. Natomiast w najlepszej intencji jest prowokowanie i podjudzanie wroga do jak największego rzucenia jej.
  • Magia Niszcząca – rzucana z minimalnej siły na księstwa przeciwnika bronione magicznie w celu wywołania w przeciwnym obozie salw śmiechu – odwraca uwagę.
  • Budynki specjalne, spece – budynki, którym przysługuje renta inwalidzka i osobne miejsce do parkowania
  • Atak z użyciem machin bojowych, taczkowanie – pomocne zagranie zachęcające gracza podczas inspekcji jego księstwa do lepszej przebudowy tego księstwa i jednocześnie przyspieszenie tej modernizacji
  • Machiny bojowe, taczki – służą graczom odwiedzającym innych graczy do poprawienia stanu ich księstw, znacznie przyspieszają zaangażowanie gracza odwiedzonego w przebudowę swojego księstwa, dla zmyłki wysyłane są z wojskiem
  • Topka – lista najmocniejszych koalicji (z niewiadomego powodu przyjmuje się, że dwudziestu), które niesłusznie posiadają najwięcej ziemi, a miejsce na liście zawdzięczają najczęściej powiązaniom mafijnym, lub wykorzystywaniem błędów w grze, sporadycznie zdarza się, że trafiają tam dzięki błędom GieDe popełnianym z powodu upojenia alkoholowego w godzinach od około północy do 04:59 nad ranem
  • Labirynt – brakujące ogniwo pomiędzy Tibią a RedDragonem. Jednak po drastycznych zmianach jego rola ogranicza się tylko do okaleczania generałów i produkowania kości.
  • Smoki – bardzo ważna jednostka wojskowa. Jeśli nagle zniknęły z Twojego księstwa to prawdopodobnie jesteś w stanie wojny z koalicją, z którą sympatyzuje jeden z administratorów, którzy to posiadają panel do ich kasowania.
  • Ssij! – zwyczajowe pozdrowienie graczy Świata RD.
  • Kucaj! – alternatywne pozdrowienie graczy Świata RD.
  • Kucanie – każdy szanujący się gracz RD w pewnym momencie czuje nieodpartą chęć tzw. „kucania”, często wykorzystywanym rekwizytem do „kucania” jest tzw. „mydełko”.
  • Błoto – istoty grające w RD mają dziwny zwyczaj fotografowania „błota” i gdy ich frustracja osiągnie zenitu (bowiem ktoś o nich źle powiedział) zaczynają rzucać tym zdjęciem błota na prawo i lewo.
  • Optim – kolejny cud informatyki, program składający się z 2 linijek kodu (zawierających jedynie 66 znaków!) służący do rzucania magii, a także co bardziej istotne do wywoływania ataków serca u tych którzy kazali nam tą magię rzucić (czesto GeDe).

Opowiadanie

„Bajka o zaczarowanym bobrze”

W pewnej odległej krainie żył sobie bóbr. Mieszkał w czystej rzece, a z zawodu był inżynierem. Budował piękne tamy, które spiętrzały wodę tak skutecznie, że zalewała ona okoliczne wioski. Życie bobra było przepełnione pracą. Nie miał jednak narzędzi, a ostre zęby, którymi przegryzał pnie drzew. Był jednak bardzo samotnym bobrem, gdyż nad rzekę nikt nie przychodził.

Pewnego słonecznego dnia bóbr obudził się w swojej kryjówce, gdyż wydawało mu się, że kogoś słyszy. Przespacerował się brzegiem rzeki i ze zdumienia aż podskoczył. Ktoś przyszedł go odwiedzić! Postać skakała na dwóch łapach, miała ze sobą piękną skórzaną torbę i przypatrywała się bobrowi z zainteresowaniem. Bóbr skulił się, gdyż nie wiedział, czy tajemnicza postać nie ma wobec niego złych zamiarów. Nieznajomy tymczasem odezwał się:

- Witaj! Nazywam się Endemit i pochodzę z Australii. A ty?

Bóbr otworzył szerzej przymknięte dotąd oczy. Postać wyglądała na sympatyczną i zdecydowaną. Zwierzak postanowił więc zaprzyjaźnić się z nią.

- A ja jestem bóbr. Zajmuję się przestrzennym zabudowywaniem środowisk wodnych.

- To ciekawe... - przyznała postać z Australii. - Ale jak masz na imię?

- Nie mam imienia... Po prostu jestem bobrem.

- To niemożliwe – zdumiał się Endemit - A czy ja mogę nadać tobie imię?

- Będę wdzięczny całe życie. - przyznał bóbr. Nigdy nie myślałem nad swoim imieniem.

- Nazwę ciebie knebel – stwierdził Endemit. – To imię pasuje do ciebie – dodał z uśmiechem.

Bóbr nie mógł powstrzymać łez szczęścia, gdy poznał swoje imię. Własne imię! Marzył o tym od samego urodzenia, gdyż jego dzieciństwo było ciężkie i nikt nie zatroszczył się wcześniej o to.

- A ty, czym się zajmujesz? Gdzie teraz mieszkasz? - zapytał bóbr, gdy udało mu się zatamować wzruszenie.

- Jestem szeryfem i mieszkam niedaleko, tam, gdzie smoki są czerwone a krew błękitna. Chcesz, to cię tam zaprowadzę...

Tak oto Knebel i Endemit zostali przyjaciółmi.

Część druga:

Następnego dnia Knebel obudził się w bardzo wesołym nastroju. Wiedział, że w południe przyjdzie do niego szeryf Endemit, aby zabrać go na wycieczkę do przyległej krainy. Bóbr nie mógł się już doczekać. Od rana kąpał się w rzece, czyścił sierść i polerował zęby. Co chwila wychodził na brzeg i tęsknym wzrokiem spoglądał w stronę brzóz, skąd miał przyjść jego przyjaciel. Chwile dłużyły się  coraz bardziej, a bóbr niecierpliwił się mocniej i mocniej. W końcu usłyszał szelest.

Endemit przybrał odświętną gwiazdę szeryfa, która bardzo spodobała się bobrowi. Poszli leśną ścieżką, a niegrzeczne wiewiórki zrzucały im na głowę żołędzie i szyszki, zbierane długie miesiące właśnie na tę okazję. Bóbr z tego powodu znacznie posmutniał, jednak jego przyjaciel kazał mu nie przejmować się tym.

- To bardzo sprytne, ale i niemiłe zwierzęta - mówił – w końcu są rude.

Las był wielogatunkowy. Oprócz brzóz znajdowały się tam jodły, sosny i dęby. Kneblowi szczególnie podobał się wielki, stuletni dąb, pod którym była nora lisa.

Nagle Endemit krzyknął, aby bóbr nie szedł dalej. Knebel pytającym wzrokiem spojrzał na przyjaciela, ten jednak wpatrywał się w ściółkę. Endemit wziął z ziemi długą gałąź i rzucił w stronę kupki liści przed nimi. Żelazne szczęki sideł zatrzasnęły się z wielkim hukiem, aż bóbr wydał zduszony pisk.

- To sprawka złego człowieka, który nawiedza okoliczne lasy – powiedział kolega bobra.

- Kto mógłby zrobić coś takiego? Kto śmiałby porywać się na nasze życie? - dopytywał przerażony Knebel.

- To miejscowy kłusownik. Nazywa się Szawiks. Pamiętaj, aby uważać, jeśli chodzisz po lesie. On nie lubi bobrów ani mnie i dlatego ciągle robi mi na złość.

- Jak to bobrów... to na świecie są jeszcze jakieś inne bobry oprócz mnie?

Endemit westchnął.

- Ty naprawdę nie wiesz... - powiedział powoli z nutą niedowierzania.

- To są czy nie? - zapytał ponownie Knebel, czując przypływ emocji.

- Oczywiście że są! W krainie króla MichaŁa jest ich całe mnóstwo! Są bardzo pożyteczne i pomagają mi w pracy.

- Czyli poznam więcej kolegów! Poznam inne bobry! - ucieszył się Knebel, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. - A kim jest król MichaŁ?

Endemit powiedział, aby szli dalej, po czym podjął opowieść:

- Król MichaŁ to bardzo mądry i uczynny władca. To on pierwszy ze swoim ludem przybył do tej krainy. On ujarzmił smoki i przyprowadził tu różne rasy, by żyły blisko siebie w zgodzie lub nie.

- Gdzie zasiada ten mężny władca?

- Obecnie nigdzie. Opuścił krainę. Gdzie jest, długo nie było wiadomo. Jedni mówili, że w SieradzU, jeszcze inni że ciężko pracuje poza granicami krainy. Teraz ponoć ma wrócić, lecz jeszcze go nie widziałem. Mam  nadzieję, że niedługo go spotkam.

Szli przez chwilę w milczeniu, aż doszli na skraj lasu. To, co Knebel tam zobaczył, wywarło na nim ogromne wrażenie. Ale o tym, drogie dzieci, w następnym odcinku.

Część III

Bóbr stał na skraju lasu, patrząc zdumionymi oczami, nie mogąc wymówił ani słowa. Przed nim rozciągała się wielka równina, gdzie setki małych i dużych bobrów stawiały wspaniałą, drewnianą konstrukcję.

- Co one robią? - zapytał przyjaciela Knebel, gdy otrząsnął się już z pierwszego szoku.

- Stawiają PSO – odpowiedział pewnym głosem Endemit i polecił Kneblowi podejść bliżej.

- Ja kiedyś słyszałem od leśnego ptaka, że PSO budują koalicje, a nie bobry...

- To nie do końca prawda – odpowiedział Endemit – koalicje walczą tylko o ziemię i dają bobrom odpowiednią ilość przestrzeni, by te mogły spokojnie pracować.

- Zatem kto pierwszy stawia PSO? - dociekał Knebel.

- Kto zatrudni więcej bobrów.

- Jest ich tak dużo... czy ja też mogę pomóc? Jestem dobry w budowaniu różnych konstrukcji. Nie brak mi zapału do pracy.

- O tym, kto może pracować przy wznoszeniu PSO, decyduje nasz szaman.

- Szaman? - jeszcze bardziej zdziwił się Knebel.

- Tak. Musisz przejść test, a potem nasz szaman ogłasza, czy masz wystarczające umiejętności.

- A jak wygląda ten szaman...

- Ostatnio przybiera postać kota i prawdę mówiąc, nie widziałem go jeszcze pod inną postacią, chociaż nie da się ukryć, że zapewne potrafi się zmieniać.

- Zaprowadź mnie do niego! - poprosił bóbr, a Endemit zgodził się.

Samo okrążenie olbrzymiej budowli niedokończonego PSO, zabrało przyjaciołom dwie godziny, a dojście do namiotu szamana, następne trzy. Gdy w końcu stanęli przed malutkim namiocikiem, byli zupełnie wykończeni, a noc zbliżała się nieubłaganie. Szaman wyszedł majestatycznie przed swój dom, spojrzał na Endemita, potem na bobra i znów na Endemita, po czym usiadł i zamruczał z zadowoleniem.

- To dobry znak, chyba cię polubił. - rzekł przyjaciel Knebla, po czym wypowiedział takie słowa:

- To nowy kandydat, no dalej, przedstaw się...

Bóbr poczuł się niezręcznie, w końcu jednak powiedział, że ma na imię Knebel, jest bobrem i chciałby uczestniczyć w budowie PSO.

Kot zamruczał ponownie, dając do zrozumienia, że jest mu przychylny. Bóbr pokłonił się szamanowi.

- Twój test rozpocznie się jutro rano, powinieneś odpocząć – rzekł szeptem Endemit, po czym zaprowadził bobra nad mały strumień, przepływający przez Równiny.

Następnego dnia Knebel przeszedł wszystkie próby i został okrzyknięty najlepszym budowniczym w dziejach. Ostatnie słowo należało jednak do szamana. Kot siedział na poduszce i czekał na tradycyjne pytanie, które musiało zostać zadane.

- Czy przedstawiony kandydat, Knebel, miał wszelkie potrzebne zdolności, by razem z innymi bobrami budować PSO?

- Miau! - odpowiedział kot, potwierdzając przypuszczenia wszystkich zgromadzonych.

- Czy przedstawiony kandydat miał wystarczająco dużo wiedzy na temat budowy tejże wcześniej wspomnianej budowli?

- Miau! - po raz drugi potwierdził szaman.

Nastała wielka radość, gdyż w ten oto sposób Knebel otrzymał certyfikat budowniczego i mógł przystąpić do budowy...

Część 4.

Knebel obudził się w środku nocy. Wiedział, że powinien odpocząć, gdyż od jutra czeka go ciężka praca. Czuł jednak, że dzieje się coś złego. Wyszedł na brzeg, spojrzał w stronę, gdzie powinno stać  prawie ukończone PSO i zamarł w głębokim przestrachu. W miejscu, gdzie jeszcze wczoraj stał budynek, zobaczył teraz ruiny i zgliszcza. Wokół zgromadziło się stado bobrów, piszczących i zawodzących. Pośrodku dogasał ogień, który pochłonął większą część Pałacu.

Bóbr nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze nie zaczął nawet budowy... a teraz nie było czego dokańczać. Pośród zasmuconych, biednych bobrów stał Endemit i przyglądał się surowym wzrokiem dogasającemu budynkowi.

- Endemicie! Endemicie! Co się stało? Kto mógł to zrobić?

- Mafia... - wyszeptał Endemit, a jego wzrok powędrował w dół.

- Co to jest Mafia?

- Bardzo, bardzo źli ludzie. Od wielu lat, to właśnie oni budują największe i najwspanialsze Pałace, a dodatkowo robią to zawsze jako pierwsi. Gdy tylko ktoś próbuje postawić PSO szybciej niż oni, zaraz przychodzą i burzą całą konstrukcję... Wybacz, Kneblu, ale nie mogłem ich powstrzymać.

- Dlaczego? - zapytał bór – przecież jesteś szeryfem! Najpotężniejszym szeryfem w całej krainie!

- Owszem, ale nie mi wojować z nimi. Do tego potrzebna jest cała armia!

A wtedy bóbr wystąpił przed szereg. Przybrał najbardziej stanowczą minę, jaką tylko potrafił przybrać i trzy razy uderzył ogonem o ziemię. Trzykrotne uderzenie ogonem w ziemię oznaczało, że ma coś ważnego do powiedzenia.

- Drodzy przyjaciele! Nie będziemy chyba stać tu bezczynnie i narzekać. Musimy coś przedsięwziąć! Ja ze swojej strony proponuję masowy najazd na ich PSO. Mamy ostre zęby i... element zaskoczenia.

- Zróbmy im zasadzkę! - dodał ze swojej strony Endemit.

- Hurra! - ozwał się entuzjastycznie chór bobrów. - Niech żyje Knebel, niech żyje szeryf Endemit!

Z samego rana odbyła się narada wojenna. Uczestniczyła w nim dwunastka najstarszych bobrów, Knebel, szeryf oraz kot-szaman. Przed naradą należało poradzić się szamana o zdanie. Pytanie zadał Endemit:

- Czy Knebel miał dobry pomysł, gdy mówił, aby zrobić zasadzkę na PSO Mafii?

- Miau... - odrzekł znudzony naradą kot, przeciągnął się i usnął. Nie było jednak wątpliwości, że potwierdza słuszność zasadzki.

Bobry długo dyskutowały na różne tematy. Czasami do dyskusji włączał się też szeryf, podpowiadając i radząc. Gdy tak rozmawiali, nadleciał gołąb pocztowy, przynosząc list do szeryfa.

Endemit czytał przez pewien czas, po czym krzyknął:

- Zawsze przynosisz złe wieści! A żeby cię na gołąbki przerobili...

- Cóż się stało? - zapytali wszyscy obecni.

- On... powrócił... teraz... w takim momencie...

- Kto? Mów szybciej!

Endemit zaczął blednąć po czym prawie niedosłyszalnie rzekł:

- Czarny Spamer powróci... Już jest niedaleko...

- Kim on jest? - spytał Knebel, choć wszystkie inne bobry dobrze wiedziały o kim mowa.

- Nie wiesz kim jest legendarny Czarny Spamer? Nie wiesz?... Ja też nie wiem, ale bardzo się go wszyscy boją.

Głos zabrał wtedy jeden ze starszyzny:

- Drogie bobry... W obliczu narastającego zewsząd zagrożenia, uważam że powinniśmy... Uciekać!

A wtedy wszystkie bobry oprócz Knebla rozpierzchły się.

- Co się dzieje? - zapytał Endemita, gdy zostali sami, nie licząc śpiącego kota.

- Te bobry nigdy nie należały do odważnych. Z tego wynika, że z całą sprawą zostaliśmy sami.

- Co teraz poczniemy!

- Zrobimy sabotaż... budynku specjalnego...

- A tak w ogóle to daleko stąd do ich stolicy?

- Niestety daleko, dlatego coś czuję, że czeka nas jeszcze wiele przygód... - rzekł Endemit, po czym zapatrzył się w dal, jak zwykł robić zawsze, gdy nad czymś intensywnie myślał.

Już po kilku godzinach przyjaciele byli gotowi do podróży. Endemit i Knebel szli przodem, natomiast kot dreptał cicho za nimi, a choć nic nie mówił, Knebel wiedział, że to naprawdę bardzo mądry i sprytny kociak, który w razie potrzeby ich uratuje.

Część 5.

O ile Endemit potrafił biec długimi susami, a kot przemykał się niepostrzeżenie pomiędzy krzewami, o tyle bóbr nie był już taki szybki, jeśli chodzi o chodzenie po ziemi, dlatego też po niedługim czasie zaczął zostawać z tyłu, tak że jego znajomi musieli na niego czekać. Mimo wszystko przyjaciele wciąż szli do przodu, pozostawiając znane im tereny za sobą. Przez ponad trzy godziny nie rozmawiali ze sobą, ponieważ każdy gryzł się ze swoimi myślami. Wymieniali tylko czasami krótkie uwagi na temat obszaru, przez który przechodzili, lecz potem zapadała niezręczna cisza.

- Endemicie, czy ty właściwie wiesz, jak tam dojść? - zapytał w końcu zmęczony Knebel.

- Nie do końca, ale wziąłem mapę tej części Krainy. Na pewno nam się przyda.

Trójka przyjaciół postanowiła w końcu rozbić obóz u podnóża wielkiej skały, która osłaniała ich z jednej strony od ewentualnych zagrożeń. Bóbr zbudował bardzo sprawnie zasieki wokół obozu, a Endemit rozpalił ognisko, aby odstraszyć wilki i przede wszystkim wilczyce.

Zasiedli przy ognisku, a skoczny szeryf rozłożył na ziemi mapę, która przedstawiała większą część Krainy. Pośrodku była jednak biała plama, o którą zaraz zapytał Knebel.

- Niestety, nie jestem w stanie określić co się tam znajduje – rzekł Endemit – nikt nie odważył się tam dotąd pójść, a szpiedzy wysyłani w te strony nigdy nie wracają. Istnieje możliwość, że kryje się tam coś bardzo złego.

-  Ale przecież, z tego co widzę, aby dojść na czas do stolicy naszych przeciwników, będziemy musieli przejść dokładnie przez tę plamę! - zauważył bór i skulił się, gdyż mimo ogniska robiło się coraz zimniej.

- To prawda, w przeciwnym wypadku musielibyśmy iść o tydzień dłużej, a to stanowczo zbyt długo.

Zapadła noc. Na niebie pojawił się księżyc w pełni, zwiastun najsilniejszej magii. Wszyscy bardzo mocno spali, a najszybciej usnął kot, którego szeryf wyznaczył na pierwszą wartę.

Gdy Knebel obudził się, już dawno wstało słońce. Rozejrzał się dookoła i spostrzegł, że kot jest na swoim miejscu, ale Endemita nigdzie nie ma. Szybko obiegł cały obóz, potem sprawdził okolicę, nawołując szeryfa po imieniu, jednak bez skutku. Obudził kota, wyraźnie niezadowolonego, że ktoś przerywa mu piękny sen o misce świeżego mleka, po czym błagał go, aby pomógł jego przyjacielowi.

- Jesteś w końcu naszym szamanem! - wołał przerażony bóbr – na pewno potrafisz coś poradzić...

Wtedy kot wstał i pomaszerował przed siebie, a za nim bóbr, pewien, że szaman zaprowadzi go do prawdopodobnie uprowadzonego Endemita. Poszli więc dalej, a Knebel łkał cicho, nie wiedząc, co teraz począć, lecz zachowując resztki nadziei na uratowanie swojego najlepszego przyjaciela.

Część 6.

Endemit wracał właśnie do obozu. Załatwiwszy swoje najbardziej podstawowe potrzeby, poczuł wyraźną ulgę. Nie było go tylko pół godziny, lecz słońce było coraz wyżej i obawiał się, że jeśli będą zwlekać, mogą nie przejść dziś wystarczająco dużej odległości.  Gdy dotarł do obozowiska, na chwilę przystanął, gdyż nie wierzył w to co widział. Nie było tu już nikogo!

„Gdzie oni mogą być?” - pomyślał - „chyba też musieli iść na chwilę do lasu, na pewno zaraz wrócą” - próbował się pocieszyć, choć czuł coraz większe napięcie. Po pięciu minutach jego podejrzenia zaczęły się potwierdzać. Postanowił wspiąć się na skałę, przy której obozowali. Gdy był już na górze, rozejrzał się dookoła i z przerażeniem stwierdził, że widzi ślady biegnące w przeciwnym kierunku niż rósł las, prosto w pustkowia, za którymi kryły się nieznane dotąd tereny centralnej części krainy.

„Nie rozumiem... Co oni chcą osiągnąć odłączając się ode mnie? Nawet nie mają mapy.” - pomyślał i pobiegł w stronę śladów najszybciej jak tylko potrafił, skacząc wyjątkowo wielkimi susami.

Ślady, jakie tropił szeryf, stały się po pewnym czasie tak kręte i dziwaczne, że zaczął zastanawiać się, dlaczego ich jeszcze nie dogonił, skoro nie szli nawet po linii prostej. Teren był płaski, tylko gdzieniegdzie widoczne były doły, na które Endemit musiał uważać, by w nie nie wpaść. W końcu ślady urwały się, a szeryf pozostał sam w nieciekawej sytuacji, bez możliwości powrotu. Nie mógł przecież zostawić teraz kota i Knebla, gdyż wiedział, że sami nie poradzą sobie z misją. Nie miał przecież nawet pewności, czy nic im nie jest.

Pomyślał jednak, że jeśli byłby bobrem lubiącym wpadać w tarapaty, to od razu poszedłby tam, gdzie jest najbardziej niebezpiecznie. Dlatego też Endemit skierował się do centrum Krainy.

Wieczorem dotarł do ostatniego zaznaczonego punktu na mapie. Było to wysokie samotne drzewo, które rosło tu tak długo, że chyba tylko smoki pamiętały jego zasadzenie. Szeryf usiadł w jego cieniu i zatopił się we własnych myślach. Nagle poczuł delikatne drżenie ziemi.

- Ech, tak dawno nie jadłem. Chyba muszę otworzyć moje żelazne racje.

Wyjął z torby żelazną skrzynkę. Niestety, zapomniał wziąć otwieracza...

A ziemia zatrzęsła się jeszcze mocniej.

- To chyba jednak nie mój brzuch. - szepnął powoli, po czy zerwał się i odskoczył od drzewa.

Zrobił to w ostatniej chwili. Wokół drzewa ziemia otwarła się i z jej wnętrza wysunęły się mocne korzenie, a samo drzewo podniosło się jeszcze wyżej. Endemit tak się przestraszył, że zapomniał jak się ucieka.

- Jestem Entem! - zagrzmiał potężny, niski głos.

Dopiero po kilku chwilach szeryf odzyskał głos, a nie był przecież strachliwy.

- Ja jestem Endemit... i szukam moich zagubionych przyjaciół.

- Nie mogę odpowiedzieć ci, gdzie są i co robią twoi przyjaciele, ale dam ci wskazówkę, która być może ułatwi twoje zadanie.

- Jak ona brzmi? - zapytał cichutko szeryf.

- „Ten, kto szuka, jest szukany,

przez los własny oszukany.”

- Nic nie rozumiem. Jestem szukany przez własny los? Czy też to ja mam szukać własnego losu?

- Odpowiedź zawsze jest po środku – zagrzmiał Ent, po czy zaczął zniżać się, a korzenie z powrotem schowały się pod niego.

- Dobranoc... - dodało magiczne drzewo, zanim zupełnie zastygło.

- Chwileczkę! - krzyknął Endemit. - ale co to znaczy! Gdzie mam ich szukać?

Lecz Ent nic już nie odpowiedział.

Szeryf długo myślał nad zagadką, aż w końcu słońce zniknęło za widnokręgiem, a rozbłysły słabe gwiazdy. Z ciemności wyłoniły się dwie postacie. Endemit pomyślał, że mogą to być wilki albo hieny, i odskoczył, lecz to nie były hieny. Na wilki także był za małe.

I w końcu zobaczył, że to kot i Knebel.

- Gdzie byliście?! - rzekł zdenerwowany, ale i szczęśliwy endemit.

- Gdzie byłeś?! - zapytał jednocześnie Knebel.

Szeryf zdziwił się.

- Przecież to ja was szukałem.

- Ależ nie, to my ciebie szukaliśmy. I to wszędzie, pod każdym kamieniem. - rzekł Knebel i przybrał zatroskaną minę.

Gdy wytłumaczyli sobie całą sytuację, śmiechom i dowcipom nie było końca.

- Następnym razem powiem wam, że muszę iść gdzieś na chwilę, żebyście mnie znowu nie szukali - powiedział Endemit, ciesząc się w duchu, że tak to się wszystko skończyło.

Czy ten rozdział miał szczęśliwe zakończenie?

- Miau! - zapewne przyznałby szaman, gdyby go o to zapytać...

Część 7.

Bohaterowie podążali dalej, lecz nie wiedzieli, gdzie są. Obszar znany geografom dawno się skończył, a oni szli przed siebie, gnani już nie tyle złością za zburzenie PSO co ciekawością, jakie tereny zastaną tam, skąd jeszcze nikt nie powrócił. Bóbr nie spowalniał już podróżników. Endemit znalazł rozwiązanie, pozwalając bobrowi wejść do torby i w ten sposób szybko go przenosząc. Kot natomiast nie miał żadnego problemu z nadążeniem za skocznym kompanem i dlatego poruszali się bardzo szybko. Niestety, w pewnej chwili zjawiły się gęste mgły, które zalały widną dotąd równinę. Szeryf musiał skakać znacznie wolniej, gdyż widział tylko na krótką odległość.

- To niesłychane, żeby mgła zjawiła się tak szybko i niespodziewanie! - zagrzmiał zdenerwowany Endemit, jeszcze bardziej skracając swoje skoki. - mogę przecież wpaść w jakąś dziurę!

- Mam nadzieję, że niedługo przeminie – rzekł Knebel, choć nie miał racji. Mgła trwała jeszcze kilka godzin, po czym w oddali usłyszeli grzmot.

- Chyba zbiera się na burzę – zauważył bóbr i wcisnął się głębiej w torbę Endemita. - Dobrze że ja mniej zmoknę.

I w jednej chwili, właściwie jednym skokiem, znaleźli się poza mgłą, która jak się okazało, kończyła się tak nagle jak się zaczynała.

- Bardzo dziwne – stwierdził Endemit i przyjrzał się niebu. W tym miejscu i przed nimi było bezchmurne. Gdy się obejrzał, zobaczył mur mgły, który wisiał kilka centymetrów nad ziemią i miał pięć metrów wysokości.

- Nie widziałem nigdy czegoś takiego...

- Ja także... - rzekł bór, po czym wyskoczył z torby i podreptał dookoła.

- To mi pachnie magią, silną magią.

- My bobry nie używamy magii! - prychnął Knebel. - Nie lubimy jej, wolimy pracować własnymi zębami i swoimi siłami.

Wtem rozległ się kolejny grzmot.

- Miau! - ostrzegł szaman, lecz nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- Co to ma być! - zdenerwował się szeryf – przecież niebo jest czyste!

Po chwili sprawa się wyjaśniła. Na niebie ukazał się czerwony punkt, który z wielką szybkością zbliżał się do trzech przyjaciół. Po minucie rozpoznali jego kształt.

- To nie może być prawda... - powiedział sam do siebie Endemit, a wyglądał tak, jakby zobaczył ducha.

Był to Czerwony Smok, a na jego grzbiecie siedziała postać w czarnej pelerynie. Gdy smok lądował, wzniecił pęd powietrza tak duży, że Knebla niemal wywiało z miejsca.

- To nie możesz być ty! - zaprzeczył Endemit, choć prawda była nieunikniona.

- Owszem, mogę i jestem – odpapła postać w pelerynie.

- Nie możesz!

- To jestem ja, we własnej osobie.

- Nieee!

Bóbr skulił się, gdyż właśnie domyślił się, że tylko Czarny Spamer mógł tak wystraszyć szeryfa.

- Jestem Czarnym Spamerem i oto przybyłem na moim smoku, aby was pojmać i zaprowadzić przed oblicze Wielkiego Arcyspamera.

- Kogo? - zapytał zupełnie już zdezorientowany Endemit.

- Wkrótce się przekonasz – odrzekł Czarny Spamer, po czy wypowiedział kilka słów w Magicznej Mowie. Gdy skończył, świat zniknął wędrowcom z oczu. Usnęli magicznym snem, niepewni, kiedy i gdzie się obudzą. Tak oto nasi bohaterowie dostali się w ręce Czarnego Spamera.

Część 8.

Gdy bóbr obudził się, znajdował się w ciemnej celi, z jednym tylko zakratowanym okienkiem. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nie znalazł ani Endemita, ani jego torby. Nigdzie nie było także kota, który na pewno miałby jakieś rozwiązanie. Knebel powoli przypomniał sobie wszystko co zaszło i stwierdził, że gorzej już być nie mogło.

Na ścianie znalazł wielkiego pająka, jednak ów nie zwrócił na bobra żadnej uwagi.

- Halo? Jest tam kto? - rzucił pytanie w mroczną przestrzeń, lecz za kratami nie było nikogo. W przeciwległej celi także było pusto. Bóbr zaczął piłować zębami kraty, lecz na próżno. Potem głośno piszczał, lecz także bez rezultatu.

- Czy ktoś mnie słyszy?

A wtedy z oddali usłyszał dźwięki kroków. Celę otworzył Czarny Spamer, z nieciekawym uśmiechem na ustach, po czym odezwał się w te słowa:

- Chodź ze mną, bobrze, musimy porozmawiać.

Knebel nie miał pojęcia, co może od niego chcieć ta postać, jednak uznał, że najbezpieczniej będzie pójść za nią.

Szli ciemnymi korytarzami, aż doszli do wielkiej sali. Pomieszczenie było bardzo słabo oświetlone, lecz bóbr rozpoznał, że na jednym z krzeseł siedzi związany Endemit. Po przeciwległej stronie siedziały trzy postacie, ubrane na czarno, z czerwonym symbolem Spamu wyszytym na piersiach. Bóbr przestraszył się, lecz postanowił tego nie okazywać.

Czarny Spamer rozkazał Kneblowi nic nie mówić, tymczasem głos zabrała postać pośrodku trójki mężczyzn, osoba niezwykłego wzrostu i o dumnych rysach:

- Endemicie, synu Relikta, zostajesz oskarżony przez Radę Spamu o spowodowanie zabobrowania dwóch spamerów w czasie ich pracy, choć mieli szczere intencje. Poza tym jesteś szeryfem, a już samo to jest u nas karalne. Zgodnie ze zwyczajem masz trzy słowa na obronę.

- A mogę dziesięć? - zapytał Endemit, popełniając duży błąd.

- Właśnie wykorzystałeś swój limit – powiedział sędzia i rozpoczął odczytywanie wyroku:

- Sąd Spamerów skazuję ciebie na dziesięć godzin łaskotania gęsim piórem. Wyrok wykonany zostanie jutro przez Czarnego Spamera.

Endemit, usłyszawszy te słowa, przeraził się. Bóbr uznał niesprawiedliwość wyroku, lecz przecież nie o sprawiedliwość chodziło Spamerom, podczas tej rozprawy.

Następnego dnia bóbr został zaprowadzony do komnaty, gdzie miał zostać przesłuchany. Lecz nawet przez grube ściany słyszał krzyki torturowanego gęsim piórem Endemita.

Część 9

Knebel siedział na drewnianym krześle, a jeden ze Spamerów świecił mu latarką wprost w oczy.

- Przyznaj się! - krzyknął złowieszczo Spamer, aż bóbr wydał zduszony pisk – przyznaj się jak Endemit bobruje naszych przyjaciół!

- Ja nic nie wiem! - odpowiedział przestraszony bóbr i mówił w tym momencie prawdę.

- Nie chcesz mówić... W takim razie może to cię przekona...

Do pomieszczenia wprowadzony został kot, pomiaukując z cicha, gotowy na najgorsze.

- Jeśli nie wyjaśnisz nam zaraz największej tajemnicy bobrów, oblejemy kota całym wiadrem wody, a on tego bardzo nie lubi.

Kot miauczał coraz głośniej, a Knebla jakby zakneblowało – nie wiedział co powiedzieć. Przecież on nie zna żadnej tajemnicy bobrów i nie wie o co chodzi! I wtedy, gdy sytuacja wydała się beznadziejna, a wiadro z wodą niebezpiecznie zbliżało się do lśniącego futerka szamana, ściany zadrżały, aż tynk posypał się z nich na podłogę.

- Co jest do stu wersów słabego spamu?! - zaklął brzydko Spamer i podbiegł do drzwi. Nie zdążył ich jednak otworzyć, gdyż chwilę przed tym zostały wyważone przez jakąś siłę pochodzącą z zewnątrz. Drzwi upadły i przygniotły spamera, tymczasem w powstałym otworze pojawił się rycerz w lśniącej zbroi.

- Ach! - westchnął bóbr i upadłby mdlejąc z nadmiaru wrażeń dnia, gdyby go rycerz w porę nie złapał. Po chwili do komnaty wbiegło jeszcze kilku rycerzy, lecz żaden nie był tak wspaniały, jak ten pierwszy.

- Przybywamy, by was ocalić! Powiedział rycerz pięknym, melodyjnym głosem.

Bóbr ocknął się dopiero po godzinie i zobaczył, że nie jest już u Spamerów, lecz na świeżym powietrzu. Kot leżał w pobliżu i jakby nigdy nic czyścił futerko.

- Gdzie jesteśmy, co się stało? - zapytał słabym, lecz słyszalnym głosem Knebel.

Rycerz, który stał obok, podniósł przyłbicę, a jeden z giermków wręczył mu koronę z symbolem Czerwonego Smoka, którą nieznajomy natomiast założył.

I wtedy Knebel go poznał, gdyż szeryf wiele opowiadał mu o królu.

- Król MichaŁ! Król MichaŁ! - zawołał uszczęśliwiony bóbr i podniósł się z ziemi, po czym pokłonił się władcy.

- Ocaliłem was, lecz pragnę jednego, przyłączcie się, bobrze, oraz ty, kocie, do mojej koalicji! Oto Administrators nie chce być już na dole tabeli i wyrusza, by raz na zawsze wybudować trwałe PSO i zakończyć erę raz na zawsze, tak aby zniknęły podziały na mafię, hieny i innych, abyśmy zakończyli wojny i razem oddali się weselszym sprawom!

- Jestem z tobą, o królu! - potwierdził bóbr.

- Miau! - (chyba) potwierdził kot.

- Czy nic nie stało się mojemu przyjacielowi, Endemitowi? - zapytał zatroskany Knebel.

- Jest ranny, lecz za trzy przeliczenia stanie na nogi i ozdrowieje.

- Dziękujemy ci, królu, i jesteśmy na twe rozkazy...

Część 10.

Po trzech przeliczeniach, gdy Endemit doszedł do siebie, wielka armia wyruszyła w drogę do stolicy Mafii, aby zburzyć ich PSO oraz wybudować własne. Od tej chwili na świecie miał zapanować pokój i porządek, ład i spokój, prawo i sprawiedliwość...

Przyjaciele maszerowali na prawym skrzydle, nie mogąc nacieszyć się myślą o zwycięstwie, które ich niechybnie czekało. Bóbr obmyślał już projekt wspaniałego pałacu, jaki zbuduje, kot myślał o tuńczyku, a Endemit o losach całej krainy. Król MichaŁ przewodził całemu orszakowi, odziany w zbroję połyskującą jak gwiazdy odbite w lustrze lazurowego jeziora. Za MichaŁem jechali jego najwierniejsi towarzysze, potem wojsko, a na końcu bobry, które miały pomóc we wznoszeniu wielkiej konstrukcji.

- Daleko jeszcze? - zapytał Knebel Endemita, a ten odpowiedział, że już niedługo. I rzeczywiście, było blisko. Do wieczora dotarli do granicy księstw, a tuż przed rozbiciem obozu, zobaczyli ognie płonące przed namiotami nieprzyjaciela.

Teraz głos miał zabrać król MichaŁ:

- Drodzy przyjaciele, uderzymy o świcie, tymczasem przedstawię wam moje obietnice. Jeśli zwyciężymy, uznam bobry za pełnoprawną rasę!

- Taaaaaak! - zakrzyknęły wszystkie bobry, gdyż wiedziały, że jako pełnoprawna rasa będą miały dużo przywilejów.

- Dodatkowo moi naukowcy poprawią naukę, którą zepsuli, co oznacza duże stypendia dla studentów. Nawet 30 erdo na miesiąc!

- Taaaaaak! - zakrzyknęli studenci, cieszący się, że w końcu kupią sobie wodę ognistą.

- Ponadto zaprowadzę na świecie pokój! Nawet 50m2!

- Hurra! Hurra! - zakrzyknęli wszyscy i nastała ogólna radość.

Cała noc upłynęła spokojnie, jakby Mafia nie zauważyła stutysięcznej armii lub wcale się jej nie obawiała. Nad ranem zwołano naradę wojenną, próbując ustalić najlepszy sposób na zaatakowanie Mafii, ostatecznie przystano na taktykę Endemita, który powiedział:

- Do przodu i na nich!

O godzinie 8:00 armia zaatakowała, co może nie było zaskoczeniem dla przeciwnika, ale na pewno dużym zaskoczeniem dla kota, który trochę tego wszystkiego nie rozumiał.