Karabin FG 42

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
To jest najnowsza wersja artykułu edytowana „11:21, 14 maj 2021” przez „Lwbip (dyskusja • edycje)”.
(różn.) ← przejdź do poprzedniej wersji • przejdź do aktualnej wersji (różn.) • przejdź do następnej wersji → (różn.)
Ładne… To snajperka jest? Jakaś dziwna… CO!? RKM?!?

FG 42 (hitl. Fallschirmjägergewehr 42) – karabin niemieckich spadochroniarzy z okresu II wojny światowej, jedyna w historii broni krzyżówka ciężkiego karabinu maszynowego ze snajperką.

Historia[edytuj • edytuj kod]

Na początku wojny, gdy Niemcy nie czuli jeszcze potrzeby tworzenia militarnych dziwolągów, nazistowscy spadochroniarze używali tego wszystkiego co zwyczajna piechota. Wśród tych rzeczy był karabin maszynowy MG 34 – jednak skok spadochronowy z taką kupą żelastwa musiałby się zakończyć kilkukrotnym złamaniem kręgosłupa, co znacząco utrudniało jego wykorzystanie. Karabiny maszynowe były zrzucane oddzielnie od obsługi, która, uzbrojona w saperki i Nieugiętą Wolę Niemieckiego ŻołnierzaTM, musiała swój KM znaleźć, rozpakować z pudeł, rozstawić, a jeśli dożyła tego momentu... Nie, tego momentu zwyczajnie nie dożywała. Zmusiło to niemiecki sztab do przemyślenia sytuacji i wykombinowania czegoś, z czym dałoby się normalnie skoczyć ze spadochronu, a jednocześnie miałoby siłę rażenia będącą choć jakąś nędzną namiastką KM-u. Pracowali nad tym kilka lat, inspirując się wyraźnie amerykańskimi RKM-ami, Johnson M1941 i BAR. Konstrukcje te już same w sobie były średnio udane, a FG 42 odziedziczył większość ich wad, a nawet dołożył kilka autorskich, co niekoniecznie udało się w przypadku zalet… Wybiegając w przyszłość, Amerykanie byli pod takim wrażeniem prac słynnych niemieckich inżynierów, że sami po wojnie zerżnęli FG 42, tworząc podstawowy karabin maszynowy wszelkich Rambo – M60, który był jeszcze gorszym badziewiem, ale to już inna historia…

Budowa[edytuj • edytuj kod]

Poza ściąganiem od Amerykanów i aby już całkiem się nie przemęczyć, niemieccy konstruktorzy przy projektowaniu nowej broni oparli się dodatkowo na tym, czego brak miała ona rekompensować – MG34. Przerabianie KM-u na karabin dla spadochroniarzy było równie karkołomne co sam zamysł broni, to też i efekty tych prac były dość ciekawe. FG 42 okazało się ciężkim, cholernie nieporęcznym kawałem żelastwa, z duża szybkostrzelnością, okropnym odrzutem i śmiesznie małym, 20-nabojowym magazynkiem (tak jak w BAR, tylko że tamten strzelał o połowę wolniej – szczegół). Szczęśliwie, bronią można było też strzelać ogniem pojedynczym, przy cholernie długiej lufie nawet dość celnie. Stąd zapewne, kuriozalny dla broni wsparcia ogniowego, pomysł zamontowania w niektórych modelach FG 42 celownika optycznego. W efekcie powstała najdziwniejsza i najtrudniejsza do sensownego opisania, lub tym bardziej wykorzystania, broń II wojny.

W pierwszej wersji chwyt pistoletowy pod kolbą był absurdalnie pochylony do tyłu, bo projektanci zakładali, że spadochroniarze będą zasypywać wroga gradem 20 niecelnych pocisków jeszcze spadając na spadochronach, żeby im było wygodniej(?) trzymać. Okazało się jednak, że kiedy spadochroniarz chce strzelać wisząc na spadochronie, to się kręci i koncepcja upadła…

Zastosowanie[edytuj • edytuj kod]

Zastosowanie FG 42 ograniczało się do zabrania broni z magazynu i przy pierwszej lepszej okazji wymianie jej na coś skuteczniejszego, np. gałąź. FG 42, broni drogiej w produkcji, skomplikowanej, nieporęcznej i zwyczajnie dziwnej, stworzono ok. 7000 egzemplarzy, produkując ją w czasie, w którym w ogromnych ilościach dostępne było doskonałe MP 44. Wszystko to dzięki Hermannowi Göringowi, który zrobił z siebie idiotę popierając projekt Fallschirmjägergewehr, ale za żadne skarby nie chciał tego przyznać. Znaczenie tej broni dla armii niemieckiej było, jak łatwo można się domyślić, bardzo nikłe, acz z pewnością posiadanie FG 42 uratowało życie paru spadochroniarzy, którzy nie musieli już wbiegać pod wrogie CKM-y lub wchodzić na pola minowe, aby dotrzeć do źle zrzuconej skrzynki z MG 34. Jeszcze większe szanse przeżycia mieliby dzierżąc MP 44, ale cóż, dowództwo wiedziało lepiej...