Vis

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru

...na tygrysy mamy Visy

slogan reklamowy wytwórni na rynek indyjski
Ignoranci z zachodu myślą, że Radom to marka pistoletu…

Pistolet wz. 35 Vis – polska kultowa pukawka, uważana w Polsce za najdoskonalszą broń jaka kiedykolwiek powstała. Produkowany przede wszystkim dla armii niemieckiej. Polacy także korzystali z tej broni, ale nielegalnie[1]. Kiedy Niemcy dowiedzieli się, że Polacy korzystali z Visa, zamordowali właścicieli tych pistoletów oraz paru pracowników, którzy przemycali tę broń. Kopia Colta M1911 i Browninga HP autorstwa wielkiego proroka Jana Mojżesza Browninga, podobnie jak połowa pistoletów na świecie (ta lepsza).

Historia

Po I wojnie światowej Wojsko Polskie nie miało typowego pistoletu, tylko mieszaninę różnego badziewia. Aby oficerowie mieli z czego gromić bolszewika w przyszłej wojnie, wojsko zdecydowało sobie wybrać jakąś konstrukcję i ogłosiło konkurs na nowy pistolet kalibru 9 mm. O dziwo, konkurs wygrali w 1928 roku Czesi, prezentując Czeską (a jakże by inaczej) Zbrojovkę, na śmieszne jak na broń wojskową krótkie naboje Browninga. Długo się jednak nie cieszyli, bo Minister Wojny, typowo dla polskiej zbrojeniówki, zerwał kontrakt pod pretekstem braku pieniędzy lub niespełnienia offsetu, czy jakimś tam innym. Nie przeszkodziło to w natychmiastowym ogłoszeniu nowego konkursu, który wygrał tym razem pachnący nowością belgijski FN Browning HP, na 13 porządnych nabojów Parabellum, ojciec wszystkich „cudownych dziewiątek”. To było jeszcze w czasach, kiedy pistolety miały 8 nabojów w standardzie… Polska jednak nie stała się pierwszym krajem świata, który przyjął na uzbrojenie pistolet z dwurzędowym magazynkiem, z powodu knowań dwójki inżynierów z Państwowej Wytwórni Uzbrojenia, Piotra Wilniewczyca i Jana Skrzypińskiego.

Belgowie sobie w tym czasie nagrabili, sprzedając nam trefną dokumentację na ręczny karabin maszynowy wz. 28, więc panowie W. i S. doszli do słusznego wniosku, że po co kupować licencję, skoro można zerżnąć ich pistolet, korzystając z braku patentu w Polsce. Tak samo bezczelnie zerżnęli amerykański cekaem, także Browninga, który stał się polskim cekaemem wzór 30. Wilniewczyc nakłamał więc, że ma już projekt polskiego pistoletu i na dowód coś tam naszkicował na poczekaniu (zupełnie nie przypominającego późniejszego Visa). Rząd to zadowoliło i Belgom podziękowano. Po uwaleniu Belgów, pozostało tylko skonstruować pistolet, dla którego na razie mieli tylko fajną nazwę WiS, od swoich inicjałów. Armia zmieniła ją na jeszcze fajniejszą Vis, bo wyglądała na zagraniczną i coś znaczyła w obcym języku. Niestety, tego akurat języka nie używał żaden z potencjalnych nabywców, więc tylko prawnicy wiedzieli, że to po łacinie „siła”. Sprzedać za granicę Visów się nie udało. Eksport udał się dopiero do Reichu, ale po wrogim przejęciu fabryki, i Niemcy za nie nie płacili. Obu „twórcom”, którzy rzucili pomysł, wprawdzie nie bardzo się chciało pracować nad pistoletem, ale znaleźli chętnego młodziaka Feliksa Modzelewskiego, który odwalił czarną robotę. Dla uproszczenia, zrzynając Browninga HP zrezygnowali z dwurzędowego magazynka, bo po co komu w akcji kilka nabojów więcej, jeśli można mieć lżejszy pistolet do noszenia? Na szczęście opracowali inny dizajn z fajnym rozszerzającym się chwytem i co nieco ulepszyli, więc nikt się nie zorientował, że to Browning, dopóki go nie rozłożył. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś był za bardzo dociekliwy, Wilniewczyc nakłamał w swoich wspomnieniach, że uchronił Polskę przed badziewnym czeskim pistolecikiem, a nie przed trzynastostrzałowym Browningiem HP.

Produkcja

Miejsce podukcji Visa

Z powodu oporów kawalerii, która uparła się, że pistolet ma mieć taką wajchę, obsługiwaną jedną ręką, której nie miał dotąd żaden inny pistolet na świecie (dla dociekliwych: zwalniacz kurka), zmarnowano kilka lat, żeby tę wajchę jakoś dodać. Na skutek tego Vis wszedł do produkcji dopiero w 1936 roku. Wojsko uparło się też, żeby zepsuć zbyt dobre prostokątne przyrządy celownicze i zamontować kiepskie trójkątne, do jakich było przyzwyczajone. Na szczęście, pistolet miał świetną celność, więc po utrudnieniu celowania i tak została niezła.

Fabryka Broni w Radomiu natłukła około 50 tysięcy Visów. Ponieważ przywilejem oficera przed wojną był obowiązek zakupu własnego pistoletu, ministerstwo opracowało świetny model biznesowy i wykupowało pistolety z fabryki, po czym sprzedawało dwa razy drożej. Pistolet był jednak fajny i polski i nie starczyło ich nawet dla wszystkich chętnych. Niestety, najlepszy pistolet świata nie zapobiegł podbiciu Polski przez Niemcy.

Po zdobyciu Polski, Niemcy ze zdumieniem znaleźli jedyny wytwór polskiej gospodarki, który był coś wart, i kontynuowali dla siebie produkcję Visa. Ponieważ jednak stwierdzili, że nie ma co oszczędzać maszyn i kadry produkcyjnej, bo nie wiadomo ile jeszcze potrwa taka okazja, przez dalsze 4 lata zrobili ich sześć razy więcej. Przy takiej skali nie zauważyli, że ginęło im sporo części, które później odnajdywały się złożone do kupy w rękach ruchu oporu.

Zobacz też

Przypisy

  1. Z cudzego strzelacie, swego nie znacie…