PzKpfw I
Stirlitz trafił do armii, bo chciał pojeździć czołgiem, a dali mu Panzer I
- Jeden z kawałów o Stirlitzu
Większego gówna nie mogliście wymyślić? Brać się za projektowanie Tygrysa!
- Adolf Hitler o Panzer I
Pierdolę, nie jadę!
- reakcja dowódcy Panzer I na T-34
PzKpfw I – niemiecka samodegradująca się konserwa, wykorzystywana podczas wieców i defilad, wpuszczona na front z opłakanym skutkiem. Żołnierze Polscy, widząc nadjeżdżające Panzer I, wysyłali kawalerię do cięcia szablami karoserii, bo naboi zwyczajnie było na ten złom szkoda. Ponieważ zapłacono z góry za całą produkcję seryjną, wyprodukowano łącznie przeszło dwa tysiące tych gniotów, co wywołało falę protestów wśród osób, które nie mogły przez to zrealizować talonu na swojego garbusa.
Pierwsze koncepcje
W ramach akcji pacyfikowania kiboli na stadionach, Niemcy szybko dostrzegli brak odpowiedniej maszyny bojowej do zaprowadzania porządku w rozjuszonym tłumie. Wtedy narodził się pomysł lekkiego blaszanego kosza na odpadki z silnikiem od kosiarki uzbrojonym w dwa utylizatory. Na stadionach podczas burd Panzery spisywały się idealnie – zajmowały uwagę rozwydrzonych kiboli i odciągali ich od wyrywania krzesełek. Zamiast tego organizowano zawody w przeciąganiu konserwy oraz obalaniu na bok.
Zastosowanie bojowe
W wyniku przewalenia większości sprzętu w trzy karty z Frankiem Dolasem, strzelcem wyborowym spod Warszawy, w przeddzień operacji przeciwko Polsce, Niemcy zmuszeni byli sięgnąć po rezerwy w postaci wysłużonych walką z chuligaństwem Panzerów I. Załogi, które w obawie o swoje życie odmawiały prowadzenia maszyny do boju w perspektywie walki z 7TP, kierowano do batalionów karnych na front wschodni, który miał powstać za dwa lata. Polscy partyzanci radzili sobie z tą konserwą doskonale, poprzez kopanie wilczych dołów, w które wpadały.
Front wschodni
Niemcy, nie zrażeni początkowymi porażkami Panzer I, postanowili dać im jeszcze jedną szansę. Gdzie tam w Rosji jakieś czołgi – zapewniały broszury informacyjne. Pancerniacy poszli w bój i ku ich przerażeniu napotkali ruskie T-34 i KW. Jeden z dowódców, widząc co się święci, wypowiedział znamienne słowa: Pierdolę, nie jadę!, a za nim ruszyła reszta wojska, porzucając swoje maszyny. Niemieckie archiwa mówią o 500 utraconych w boju maszynach. Rosjanie twierdzą, że większość poszła za dobrą kasę do prywatnych kolekcji.