Liceum ogólnokształcące
Liceum ogólnokształcące (inaczej ogólniak, właściwie Liceum ogólnozniekształcające) – miejsce, gdzie trafiają wszyscy (14-19 lat) znienawidzeni przez klasę robotniczo-chłopską członkowie kółek różańcowych, którzy marnują pieniądze ciężko pracujących obywateli. Osoby uczące młodzież wymagają, by ich nazywano profesorami, pomimo że mają zakończonego tylko magistra (a i to nie zawsze). Uczniowie mają opinię pilnych, porządnych i pracowitych, ale to tylko stereotyp. Jeszcze niedawno czyli ileś tam lat temu były jeszcze licea nieogólnokształcące czyli zawodowe i można się było pomylić.
Rodzaje klas liceów ogólnokształcących
- Z poszerzonym programem nauczania matematyki, fizyki i informatyki, w skrócie mat-fiz-inf (lub krócej mat-fiz) – uczniowie po pierwszym tygodniu doskonale wiedzą, że matematyka nie jest łatwa, fizyka nie jest do zrozumienia, a dobre fragi w CS-ie nie wystarczą do studiowania informatyki, ani w przyszłości nie będą tego chcieli. Stają się w niej typowymi humanistami.
- Z poszerzonym programem nauczania języka polskiego, historii i wiedzy o społeczeństwie – typowy human. Uczniowie znają się na historii jeszcze mniej, niż ci z mat-fiz-inf na matematyce. Z reguły preferowana przez uczniów, którzy nie mają nic wspólnego z humanistami, ale nienawidzą matmy lub uważają, że jest zbyt trudna, ewentualnie wiążą przyszłość z takim przedmiotem, którego nie ma w żadnym dostępnym profilu.
- Z poszerzonym programem nauczania chemii i biologii, inaczej biol-chem (lub krócej bio-chem) – uczniowie takich klas wybrali je z myślą, że wreszcie nauczą się pędzić bimber (na produkcji wina znają się od dawna) lub dowiedzą się, jakie materiały są potrzebne do zbudowania bomby atomowej. Szybko wychodzi na jaw, że ich marzenia prysły i stają się pośrednią formą ewolucji pomiędzy tymi z humana, a tymi z mat-fiz-inf (ani nie tak daremni, ani nie tak inteligentni inaczej).
- Z poszerzonym programem nauczania historii i geografii, w skrócie hist-geo – ci uczniowie zwykle mają uraz do WOS-u po niekoniecznie ciekawym wprowadzeniu w ów przedmiot w podstawówce. Teoretycznie mogą zostać archeologami, lecz w praktyce ich zdolności ograniczają się do zaznaczania szlaczków i czynienia kolorowanek na mapach.
- Z poszerzonym programem nauczania matematyki i geografii, po ludzku mat-geo – tu trafiają ci, którzy są zbyt głupi na mat-fiza, nie cierpią fizyki bądź po prostu próg punktowy był zbyt wysoki. Zasadniczo większość z nich ma problem z określeniem, gdzie leży Antarktyda, a takie skomplikowane terminy jak Niecka Nidziańska lokalizują gdzieś w północnej Kanadzie. Lubią kamienie, zwłaszcza szlachetne, chociaż niekoniecznie znają ich nazwy, a na matematyce robią zadania, gdzie muszą obliczyć ich wartość.
- Z poszerzonym programem nauczania matematyki i chemii, mat-chem – jak wyżej, z tym, że zamiast geografii występuje chemia. Nie należy jednak uczniów tego profilu uważać za chemików – większość z nich widziała tablicę Mendelejewa tylko na etykiecie Komandosa i uważa się za równego Skłodowskiej-Curie, a zazwyczaj pierwszy raz o dysocjacji jonowej czy elektrolizie słyszą (a raczej czytają) podczas testu diagnostycznego.
- Z poszerzonym programem nauczania języków obcych – uczniowie z założenia mają się pilnie uczyć jednego czy dwóch języków obcych. W rzeczywistości każdy z nich napis My name is.. odczyta jako mynameis (zapis fonetyczny). Możliwe żonglowanie wszystkimi językami naraz, co przypomina bardziej zmagania kulinarne („sałatki”) niż lingwistyczne.
- Z poszerzonym programem nauczania z geografii, biologii, wychowania fizycznego, czyli tzw. sportowo-turystyczne – nie mają nic wspólnego ze sportem, a tym bardziej z turystyką. Uczniowie tych klas często mają całoroczne zwolnienia z wf, a na wycieczki nie jeżdżą. Nie mają pojęcia, czym różni się dwutakt od trójskoku. Polski szukają w Afryce, a żołądka w okolicach gardła.
Jak to wygląda w praktyce?
Uczniowie są zmuszani do uczęszczania na wiele zajęć. Lekcje odbywają się na zasadzie, że nauczyciel mówi sam do siebie, rozmawia z uczniami o głupotach, wychodzi do pokoju nauczycielskiego na plotki lub straszy wezwaniem rodziców i obniżonym zachowaniem.
- Język polski – uczniowie ćwiczą umiejętność komunikacji interpersonalnej i wymieniają się opiniami na różne tematy niezwiązane ze szkołą, np. ostatnim odcinku „Trudnych Spraw”, "Klan" lub „M jak Miłość”.
- Historia – uczniowie wspominają ostatnią imprezę lub grają w państwa i miasta.
- Wiedza o społeczeństwie – uczniowie wymieniają się opiniami na temat osób trzecich.
- Historia i społeczeństwo – patrz dwa powyższe. Dla uczniów bez rozszerzenia historii.
- Wiedza o kulturze – uczniowie ukulturalniają się poprzez słuchanie muzyki na odtwarzaczach mp3, mp4 i telefonach, prócz tego dyskutują na temat wyższości rzeźby z pustych puszek po piwie nad innymi cudami ludzkości.
- Edukacja dla bezpieczeństwa – uczniowie radzą sobie nawzajem, jak najlepiej unieszkodliwić członków wrogiej subkultury. Jeśli tę lekcję prowadzi jakiś nauczyciel to czasem pokaże, jak wygląda maska gazowa dla konia.
- Podstawy przedsiębiorczości – uczniowie podają sobie informacje, z których sklepów da się wynieść towar bez uiszczenia opłaty.
- Chemia – uczniowie dyskutują, jakie alkohole są najlepsze i porównują ich efekty w zależności od ilości wypitego trunku, a także omawiają sposoby produkcji bimbru.
- Fizyka – uczniowie rzucają różnymi przedmiotami po sali, obserwując, jakim ruchem poruszają się one.
- Matematyka – uczniowie liczą, ile czasu pozostało do końca zajęć.
- Informatyka – uczniowie oglądają w Internecie strony o tematyce instruktażowej lub grają w
TibięCounter-Strike'a. Ostatnio modne stały się teledyski Afromana. Ponadto, uczniowie uczą się tworzyć foldery, pisać w Wordzie i rysować w Paincie (powtórka z podstawówki), wykorzystują ten przedmiot do pogaduszek przez Messengera oraz przeglądają na Facebooku zdjęcia z ostatniej libacji. - Geografia – uczniowie dowiadują się, w jakiej knajpie jest tani alkohol.
- Religia – metalowcy wołają do księdza Ave Satan! i dyskutują z nim, używając mądrych słów, by go upokorzyć, zaś dresy i przeciwnicy Watykanu pytają się go, czy to prawda, że
Benedykt XVI był kiedyś HitlerjugendemFranciszek był konfidentem za czasów junty wojskowej. Reszta zajmuje się byle czym. - Biologia – uczą się rozpoznawania, kto na co jest chory i jak zdrowo żyć, uczniowie wymieniają się wiadomościami, kto jest dobry w łóżku, a kto nie, a także, jak najlepiej zabezpieczyć się przed ciążą.
- Przyroda – patrz biologia, geografia, fizyka i chemia. Tej czwórki (za wyjątkiem jednego z tych pod profil) nie mają ci bez rozszerzenia danego przedmiotu (bo po co?), w zamian mają przyrodę.
- Wychowanie fizyczne – uczniowie ćwiczą niemęczenie się i relaks poprzez siedzenie na tyłkach. Przez wielu uczniów przedmiot ten uważany jest za stratę czasu.
- Języki obce – uczniowie uczą się jak liznąć języka (tak żeby ksiądz ich nie zobaczył na przerwie, bo to grozi klątwą papieską) oraz poprawnie operować łaciną polską. Inni próbują mówić po elficku bądź w języku otchłani. Coraz modniejsza jest nauka języka suahili. W niektórych szkołach wprowadzono czterostopniową skalę zaawansowania grupy językowej, dzięki czemu powstały następujące ich odmiany: podstawowy lamerski, podstawowy lamersko-kujoński, zaawansowany kujońsko-lamerski oraz zaawansowany kujoński. Ten ostatni wiąże się oczywiście z corocznym zdawaniem egzaminów poprawkowych z owych języków.
Sposoby uczenia się w ogólniaku
- Na pracusia – uczeń sam sobie pisze i drukuje ściągi.
- Na kserokopiarkę – uczeń kseruje sobie ściągi, które napisali i wydrukowali jego koledzy.
- Na skończony tusz – uczeń sam pisze ściągi, ale drukuje mu je kolega.
- Na pomocnego – uczeń oferuje się, że wydrukuje ściągi koledze, któremu skończył się tusz. Zupełnym przypadkiem wydrukują mu się w dwóch zestawach.
- Na pasożyta – uczeń organizuje sobie takie miejsce do pisania sprawdzianu, żeby siedział obok niego ktoś z dobrymi ściągami.
- Na symbiozę – uczeń siada z kimś, kto umie tyle, co on, czyli prawie nic i wzajemnie wymieniają się wiadomościami.
- Na cwaniaka – uczeń siada obok kujona tłumacząc kolegom "bo on wszystko umie". Metoda podobna do symbiozy, aczkolwiek rzadko się udaje, ponieważ kujon celowo nie reaguje lub zasłania kartkę.
- Na biznesmena – uczeń sam pisze i drukuje ściągi, ale ci, co chcą je skserować, muszą za to zapłacić.
- Na rachunek szkoły – uczeń kseruje sobie ściągę w pokoju nauczycielskim lub w bibliotece. Bardzo rzadko stosowana ze względu na fakt, iż kserokopiarki w szkole zazwyczaj nie działają.
- Na farciarza – uczeń pisząc sprawdzian czeka, aż ktoś, kto skończył ściągać, podrzuci mu swą pomoc naukową.
- Na żywca – uczeń ściąga prosto z książki/zeszytu.
- Na żywioł – uczeń ze stuprocentowym brakiem wiedzy liczy na łatwe pytania, co w większości przypadków kończy się tak zwaną oceną niedostateczną.
- Na podstęp – metoda stosowana grupowo. Uczniowie udają, że sprawdzian jest niezwykle trudny. Dają o tym znać pocierając czoło i głęboko wzdychając. Ma ona na celu wzbudzenie poczucia winy u nauczyciela z powodu skonstruowania jakże niewykonywalnych zadań, co skutkuje obniżeniem progów procentowych.
- Na udział w projekcie informatycznym - uczeń prosi nauczyciela informatyki o wydrukowanie czegoś w ramach projektu. Chodzi oczywiście o ściągę.
Podział uczniów ze względu na ambicje
- Ci, co chcą zdać maturę (wersja byle zdać) – nie marzą o dostaniu się na studia dzienne, toteż starczy im świstek, że zaliczyli wszystkie obowiązkowe przedmioty na 30%, dodatkowych nie zdawali. Matura traktowana jest też jako gwarancja spokoju, żeby rodzice się odwalili. Często oblewają i nawet amnestia Romka nie pomaga.
- Ci, co chcą zdać maturę (wersja na wykształciucha) – pragną dostać się na wymarzony kierunek studiów, toteż wyczerpują limit przedmiotów, jakie można zdawać. Zazwyczaj zdają z palcem w… wszyscy wiemy, gdzie.
- Ci, co nic ich nie obchodzi – maturę piszą na odczepnego, bez żadnego przygotowania. Wychodzą przy tym z założenia, że jeśli zdadzą, to fajnie, a jak nie, to mówi się trudno i żyje się dalej. Zawsze zaliczają i idą na losowo wybrany kierunek studiów.
Podział uczniów ze względu na zachowanie
Lizusy – robią wszystko, żeby podlizać się nauczycielom. Można wyróżnić wśród nich kilka kategorii:
- Ocenowi – zależy im, by mieć jak najlepszą średnią i zamiast się starać przez cały semestr, podczas wystawiania ocen idą żebrać i mydlić nauczycielowi oczy.
- Kablarze – Lubią donosić nauczycielom, co kto o nich powiedział. Bardzo tępieni przez resztę braci uczniowskiej.
- Saperzy – Wyciągają od innych informacje, gdzie schowali ściągi, tak, by nauczyciel wszystko słyszał.
Mendy społeczne – wszelkiego rodzaju indywidua, które denerwują innych. Zaliczają się do nich m.in:
- Ja-wszystko-wiem – udają ekspertów z każdej dziedziny, zarówno przy nauczycielach, jak i w gronie rówieśniczym. W praktyce jednak nie mają pojęcia o niczym.
- Jaki-jestem-zabawny – złośliwie komentują wszystkich, którzy nie należą do ich grupy. Są to osobniki rozpaczliwie pragnące akceptacji, bo mama ich biła w dzieciństwie przy użyciu dildo, a tatuś wszystko nagrywał na video.
- Jaki-ze-mnie-kozak – myśli, że wszystko mu wolno, bo ma nadzianych rodziców. Zachowuje się gorzej od stada małp, głośno beka i pierdzi. Nigdy nie otrzyma wyższej oceny niż dopuszczający.
- Ale-luzak-jestem – ciekawa odmiana męta. Nigdy nie jest przygotowany do niczego, a to zawsze rzuca cień na całą klasę.
- Ale-od-świąt-zaczniemy – coraz częściej notowana odmiana. Ich założeniem jest uczyć się od pewnego momentu, np: „Stary, od świąt się bierzemy do roboty i poprawiamy”. Kończy się na późniejszym wyklinaniu siebie oraz drugim założeniu, że „W następnym roku na pewno od świąt zaczniemy się uczyć i tym razem zdamy”. Historia zatacza krąg dopóki nauczyciele nie zaczną mieć ich dość i przepuszczą ich do drugiej klasy albo (częściej) wywalą ze szkoły (patrz też: "ale-luzak-jestem").
Stopnie w liceum
- Niedostateczny – łatwa do osiągnięcia ocena, zawsze jest kwotą gwarantowaną: dostaje się albo tyle, albo nic. Rodzice jej bardzo nie lubią.
- Dopuszczający – aby otrzymać takową, trzeba mieć pojęcie na temat danego materiału przynajmniej w 40-55%. Jeśli więc myślisz, że po wypiciu 40% butelki wódki będziesz miał dopa, to może lepiej wybierz się do zawodówki. Zdaniem dużej liczby uczniów prawie ideał, ale rodzice jej bardzo nie lubią. Wystawiona na koniec roku czy semestru uwalnia od egzaminu poprawkowego.
- Dostateczny – szczyt ambicji większości uczniów. Rodzicom trudno jest się z nią pogodzić.
- Dobry – ocena zadowalająca tych nielicznych rodziców, którzy nie mają zbyt wielkich ambicji względem swojego dziecka. Wielu uczniów nie wie nawet, jak wygląda.
- Bardzo dobry – coś dla ambitniejszych rodziców. Uczniowie nie pamiętają, że taka istnieje. Zwykle nieosiągalna dla śmiertelników, chyba, że z WF-u lub religii.
- Celujący – satysfakcjonuje wszystkich rodziców. Powstała legenda o istnieniu takiej oceny. Paru nauczycieli twierdzi, że ją widziało, lecz rząd amerykański i NASA stanowczo zaprzeczają jej istnieniu. Podobno o jej istnieniu wiedzą też rosyjskie służby specjalne. Wg uczniów to zwykła ściema. W elitarnych uczelniach (jak np. Kembrydź) prowadzone są przez uczniów nielegalne grupy uderzeniowe mające na celu odnalezienie sensu życia lub inaczej rzecz ujmując: oceny celującej.
Funkcje w klasie licealnej
- Gospodarz klasy – organizuje popijawy uczniowskie, dba o gości, o dobry alkohol, znajduje lokum, następnie prowadzi libację najlepiej, jak potrafi. Najczęściej kozak.
- Zastępca gospodarza klasy – przejmuje obowiązki gospodarza, gdy ten ma kaca lub jest narąbany w trupa. Najczęściej dres lub kozak
- Skarbnik – organizuje zbiórki pieniędzy na zakup alkoholu. Najczęściej kujon.
- Sekretarz – zapisuje, kto ile dał na alkohol, żeby później nie było, że wypił więcej niż zapłacił. U niego można składać zamówienia na ulubione trunki. Pierwszy możliwy może nim zostać.