Martin Schmitt

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Jest chujowo, ale stabilnie – myśli sobie Schmitt

Martin Schmitt – były niemiecki skoczek narciarski, zdobywca dwóch Kryształowych Kul w czasie, gdy Małysz był bez formy.

Początki[edytuj • edytuj kod]

Martin urodził się 29 stycznia 1978 w jakiejś małej mieścince, o której niewarto wspominać. Gdy miał 19 lat, dostał szansę startu w Pucharze Świata. Od razu udało mu się zdobyć punkty, zajął bowiem 25. miejsce w noworocznym konkursie w Garmisch-Partenkirchen. W sezonie 1996/1997 jeszcze trzy razy zdobył punkty i zajął 55. miejsce w klasyfikacji generalnej. W następnym sezonie było jeszcze weselej – udało mu się natłuc jeszcze więcej punktów, co skończyło się dla niego niezłym 27. miejscem w generalce.

Bum, forma nadeszła![edytuj • edytuj kod]

Gdy nasz Adaś był rozbity swoimi beznadziejnymi wynikami w PŚ, forma Martina zaczęła się niebywale wznosić. Już na inaugurację wygrał konkurs w Lillehammer, potem jeszcze coś wygrał i skończyło się na 9 zwycięstwach. Jednak Martinek zawsze miał pecha do Turnieju Czterech Skoczni i zakończył go na dopiero czwartym miejscu – wygrał konkursy w Oberstdorfie i w Ga-Pa, ale był 13. w Innsbrucku i 14. w Bischofshofen. No cóż, scheisse...

Mistrzostwa Świata w Ramsau różnie sobie może wspominać. Co prawda na dużej skoczni zdobył złoto, ale na normalnej spierCenzura2.svglił totalnie i był dopiero siódmy. Na osłodę Polakom dodamy, że był trzeci po pierwszej serii.

Mimo pecha na K-90 na MŚ, Schmitt miał raczej farta w tym sezonie. Dla przykładu: po konkursach w Zakopanem, które odbyły się 16 i 17 stycznia Schmitt miał stratę 345 punktów do lidera klasyfikacji, Ahonena. Gdy Fin zaczął skakać jak ciota i w ogóle przestał wskakiwać na podium, Martin zaczął wygrywać co drugi konkurs. Wyprzedził go w generalce dopiero w Planicy, kończąc sezon z Kryształową Kulą z przewagą 58 punktów nad Ahonenem.

Sezon 1999/2000 też się skończył zwycięstwem Schmitta i to bardziej zdecydowanym, był jednak nudniejszy – jedynymi ważnymi imprezami były: Turniej Czterech Skoczni, Turniej Skandynawski i MŚ w lotach. Adam Małysz zaczął powoli odzyskiwać formę, ale nadal gówno mógł zdziałać – jego najwyższe miejsce w sezonie to 4., który zakończył na 28. miejscu.

Adam Małysz nadchodzi, Austriakom i Niemcom zamyka mordy[edytuj • edytuj kod]

Pierwsze konkursy pamiętnego sezonu 2000/2001 były dość podobne do tych z sezonu 1999/2000. Nadal Schmitt plasował się w ścisłej czołówce. Nie spodziewał się ataku od Adasia, który dostał kopa po wypiciu zgrzewki Red Bulla...

Gdy Małysz wybuchł na przełomie tysiącleci, Schmittowi zrzedła mina. Co prawda w Oberstdorfie, 29 grudnia 2000, gdy Małysz pobił rekord skoczni, Schmitt poprawił go o pół metra, to już 1 stycznia 2001 przegrał z Małyszem, który był trzeci. 4 stycznia Adaś nie dał szans nikomu i po czterech latach wygrał kolejny konkurs PŚ, do tego z przewagą 44.9 punktu nad drugim Ahonenem. 6 stycznia było podobnie i to Polak wygrał TCS. Schmitt musiał się zadowolić 3. miejscem.

Kiedy nasze dobro narodowe wygrało kilka kolejnych konkursów z rzędu, Schmitt nagle stracił koszulkę lidera. Żeby mu nie było przykro, Małysz zrobił mu łaskę i zajął dopiero 8 miejsce w Hakubie, wypierCenzura2.svgjąc się w I serii. Potem, żeby temu szkopowi nie było tak wesoło, wygrał oba konkursy w Sapporo i dostał swoją żółtą koszulkę lidera, której już nie oddał do końca sezonu.

Na osłodę Schmittowi został złoty (który dał mu Małysz) i srebrny medal (złoty oddał Adamowi) na MŚ w Lahti oraz wygrana rzutem na taśmę w klasyfikacji lotów.

Kolejny sezon, 2001/2002, był jeszcze słabszy dla Martinka. Milka stopniowo przestała mu pomagać, więc jego wyniki szły w dół, przez co stosunek polskich kibiców do niego zmienił się na co najmniej neutralny, a wrogiem publicznym numer jeden stał się jego kolega Sven Hannawald. 1 marca 2002 po raz ostatni wygrał konkurs PŚ, lecz największym fuksem było wygranie złota olimpijskiego w drużynie o 0,1 pkt z Finami.

Rozbicie[edytuj • edytuj kod]

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – Schmitt w kolejnych sezonach zaczął skakać słabo, nawet na podium ni razu nie stanął. Zamiast rywalizować niemal jak równy z równym z Małyszem, walczył jak równy z równym z Mateją i wszyscy się z niego nabijali, podczas gdy jego były rywal nadal był w czołówce PŚ i wygrywał konkursy. W końcu przestał się mieścić w pierwszym składzie, ustępując dotychczasowym cieniasom takim jak Michael Uhrmann, Georg Spaeth czy Michael Neumayer. Wielu ludzi powiedziało mu, żeby skończył i wstydu oszczędził swojemu narodowi.

Sven Hannawald w międzyczasie przestał wkurCenzura2.svgiać Polaków i dorównał poziomem do Schmitta, wreszcie kończąc karierę w 2005 roku.

Coraz lepiej[edytuj • edytuj kod]

Schmitt stwierdził, że skoro nie był obrzucany śnieżkami i jajkami jak Hannawald, może spokojnie wrócić na szczyt. Niezupełnie mu się to udało – Adasiowi nie mógł nadal zagrozić. Udał mu się za to plan B – pewnego dnia, 11 marca 2007, po raz pierwszy stanął na podium od 5 lat. Wtedy Małysz był w gazie i wygrywał wszystko, miał więc okazję do ponownego – i, jak się później okazało, ostatniego spotkania się z Martinem na piedestale.

Próba bycia lepszym od Małysza niespodziewanie udała mu się! W sezonie 2008/2009 zajął aż 6. miejsce w klasyfikacji generalnej, podczas gdy Polak od roku był bez formy i zajął 13. miejsce. Parę razy udało się szwabowi stanąć na podium, jednak silna konkurencja nie pozwoliła mu choćby na jedno zwycięstwo.

Martin wiedział, że ma już 31 lat i niewiele czasu na sukcesy, więc zdobył sobie srebrny medal na MŚ w konkursie indywidualnym na dużej skoczni[1]. Jednak prawda jest taka, że prawdopodobnie spadłby z podium, gdyby rozegrano II serię.

Kolejny spadek[edytuj • edytuj kod]

Małysz sprawił sobie happy end na koniec kariery, co nie udało się Schmittowi. Jego sukcesy indywidualne się skończyły, załatwił sobie tylko brązowy medal na MŚ w drużynówce na normalnej skoczni w 2011 roku. Los dał do zrozumienia Schmittowi, że tylko tacy jak Adam Małysz, Noriaki Kasai czy Takanobu Okabe mogą nadal świetnie skakać mimo wieku...

Gdy w sezonie 2011/2012 dopadł go szereg kontuzji, można było tylko się załamać. Fanki Schmitta bardzo ubolewały z jego nędznych 8 punktów w generalce i 65. miejsca, jednak Niemiec nadal nie chciał się poddać. Stało się jasne, że Małysz odszedł na szczycie, a Martin tylko odcinał kupony od dawnej sławy. W sezonie 2012/2013 jego jedynym lepszym wynikiem było zajęcie 10. miejsca w TCS dzięki równym skokom, ale poza tym miejsce w 4. dziesiątce w generalce mógłby sobie w dupę wsadzić. W kolejnym sezonie wreszcie zawiesił narty na kołek, kiedy stało się jasne, że Soczi zobaczy jak świnia niebo. Przynajmniej nie zhańbił się brakiem punktów w generalce, zajmując 27. miejsce w konkursie w Garmisch-Partenkirchen. Jak się niedługo później okazało, ostatnim w jego karierze.

Ciekawostki[edytuj • edytuj kod]

  • Martin posiada pseudonim „Maddin”. Też nie wiemy, skąd się on bierze.
  • Krążą plotki, że Martin hoduje fioletową krowę o imieniu Milka.

Przypisy

  1. Tak, to nie żart!