Frank Löffler

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Wersja z dnia 12:15, 26 paź 2018 autorstwa Runab (dyskusja • edycje) (Wycofano ostatnie edycje autorstwa Mkarcz21; przywrócono ostatnią wersję autorstwa Ostrzyciel nożyczek.)

To był spontan.

Frank o swoim „wyczynie” w Innsbrucku

Tylko 45 metrów!!! Będzie za Robertem i Wojtkiem!!!

Włodzimierz Szaranowicz o „wyczynie” Löfflera w Innsbrucku

Kumasz marychę, Michael?

Frank chce dać draga „Jeszcze Niemcowi” Möllingerowi

Frank Löffler (ur. 9 sierpnia 1980 w Immenstadt) – były niemiecki skoczek narciarski. Nielot i ofiara skoczni.

Kariera

I po jaką cholerę ja to zrobiłem!? Po jaką cholerę!? – Frank świeżo po „wyczynie”

Trakt kariery

W trakcie swojej niezbyt długiej kariery Frank Loeffler nie osiągnął nic. Był przeciętnym/słabym skoczkiem narciarskim, którego największy sukces – 7. miejsce w kiepsko obsadzonym konkursie w Iron Mountain w USA nikt normalny nie nazwałby sukcesem. Lubił styl Roberta Matei, którego uczył się od samego mistrza.

Koniec kariery

Loeffler karierę zakończył w sposób niecodzienny. Mianowicie w roku 2003 został przyłapany w Hinterzarten na braniu marihuany wraz z „Jeszcze Niemcem” Michaelem Möllingerem. Za karę dostał rok bana na skoki narciarskie. Trenerzy dali mu jeszcze ostatnią szansę – albo dobrze wypadnie na Mistrzostwach Niemiec, albo wyCenzura2.svglą z kadry na amen. Nie spisał się i go wySłuchacz jedynego słusznego radia ocenzurował ten niegodny fragmentlili z kadry tak bardzo na amen, że mu nawet Święty Boże nie mógł pomóc. Mogła mu pomóc zmiana obywatelstwa (Möllinger, w wyniku naćpania się, stał się Szwajcarem). Frank chciał być Łotyszem, ale po wzięciu paru działek marychy człowiek może chcieć wszystkiego... Ostatecznie Frank pozostał jednak Niemcem i stracił szansę na kontynuowanie kariery w wyniki wspomnianych, nieudanych Mistrzostw Niemiec.

„Dziadek” Löffler

I prawdopodobnie przepadłby wśród innych nieudolnych skoczków narciarskich, gdyby nie fakt, iż w roku 2001 w Innsbrucku dokonał czegoś, czego nie powstydziłby się sam Stanisław „Dziadek” Marusarz. Mianowicie po wyjściu z progu na dużej skoczni (punkt K tej skoczni wynosił wtedy 108 metrów), zaczął... wymachiwać rękami, narty cały czas trzymał równolegle i tak doleciał do... 45 metra, gdzie wykonał brawurowy telemark, niestety ostatecznie zakończony spektakularnym upadkiem. Na szczęście Niemcowi nic się nie stało. Jak sam później przyznał, ten skok był spontaniczny, a decyzję podjął na 0,3 sekundy przed wybiciem się.