Weterynarz: Różnice pomiędzy wersjami

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
M (Wycofano ostatnie edycje autorstwa 145.239.18.10; przywrócono ostatnią wersję autorstwa Opcik.)
Znacznik: rewert
Linia 1: Linia 1:
[[Plik:Weterynarz.jpg|thumb|200px|Pan doktor z kota robi kisiel i ciastka]]
[[Plik:Weterynarz.jpg|thumb|200px|Pan doktor z kota robi kisiel i ciastka]] '''Weterynarz''' – prawie jak lekarz, prawie, bo jego pacjenci jakoś nie chcą dawać [[Łapówka|łapówek]]. Zawsze z chęcią pochyli się nad twoim psem lub kotem i sprawi, że ten nagle nabierze zdolności chodzenia po suficie. Z reguły nosi nieco zaplamiony krwią fartuch i rozpowiada w koło, jak to on nie kocha zwierząt, ale nie daj się zwieść, pedofile też mówią, że kochają dzieci! == Kształcenie == Lekarzy weterynarii kształci się na [[Studia|wyższych uczelniach]] oraz w tanich [[pub]]ach, głównie za pomocą [[Wódka|alkoholu]] i zakazanych [[marihuana|ziół]]. Podczas nauki [[Student|studenci]] weterynarii z reguły dogłębnie zaprzyjaźniają się z dwoma czy trzema martwymi zwierzakami mieszkającymi w [[formalina|formalinie]]. W zimie, prawdopodobnie dla rozgrzewki, chadzają do [[obora|obory]] i grzebią krowom w tyłkach. W pozostałe pory roku z upodobaniem torturują wszystkie zwierzęce formy życia, począwszy od obcinania [[prosiak]]om ogonów, a skończywszy na zabijaniu [[Żaba|żab]] o kant stołu. Podobno powołaniem każdego weterynarza jest uratowanie tylu zwierząt, ile wykończył podczas studiów. == Wizyta == W momencie gdy wchodzisz do gabinetu, nerwowo stara się ukryć zwłoki jakiegoś psa pod stołem operacyjnym. Potem z uśmiechem odwraca się do ciebie i dyskretnie wycierając zakrwawione ręce w fartuch, zagaja:<br> – A cóż stało się milusiemu zwierzaczkowi?<br> Gdy zaczynasz się wycofywać, zamyka drzwi i jednym ruchem porywa twojego stwora na stół, wesoło oświadczając:<br> – Zbadamy per rectum, nasz skarbelek lubi!<br> Potem rozwiera paszczękę zwierza i gmerając w niej ubabranymi w gównie paluchami mówi, że ten nieprzyjemny zapach to sprawka kamienia nazębnego. Następnie obmacując lubieżnie naszego pupila po całym ciele, z mądrą miną stwierdza, iż wyczuwa jakieś guzki. Wreszcie mówi, iż trzeba koniecznie zrobić [[USG]], [[rentgen]], [[tomografia|tomografię]], [[morfologia|morfologię]] i w zasadzie, że to niemożliwe, że to zwierzę jeszcze żyje. Na pytanie ''Ile płacę?'' unosi wzrok ku górze, jakby szukał natchnienia w gwiazdach, i skromnie mówi:<br> – 360 zł. {{Zawody}} [[Kategoria:Zawody związane z medycyną]]
'''Weterynarz''' – prawie jak lekarz, prawie, bo jego pacjenci jakoś nie chcą dawać [[Łapówka|łapówek]]. Zawsze z chęcią pochyli się nad twoim psem lub kotem i sprawi, że ten nagle nabierze zdolności chodzenia po suficie. Z reguły nosi nieco zaplamiony krwią fartuch i rozpowiada w koło, jak to on nie kocha zwierząt, ale nie daj się zwieść, pedofile też mówią, że kochają dzieci!

== Kształcenie ==
Lekarzy weterynarii kształci się na [[Studia|wyższych uczelniach]] oraz w tanich [[pub]]ach, głównie za pomocą [[Wódka|alkoholu]] i zakazanych [[marihuana|ziół]]. Podczas nauki [[Student|studenci]] weterynarii z reguły dogłębnie zaprzyjaźniają się z dwoma czy trzema martwymi zwierzakami mieszkającymi w [[formalina|formalinie]]. W zimie, prawdopodobnie dla rozgrzewki, chadzają do [[obora|obory]] i grzebią krowom w tyłkach. W pozostałe pory roku z upodobaniem torturują wszystkie zwierzęce formy życia, począwszy od obcinania [[prosiak]]om ogonów, a skończywszy na zabijaniu [[Żaba|żab]] o kant stołu. Podobno powołaniem każdego weterynarza jest uratowanie tylu zwierząt, ile wykończył podczas studiów.

== Wizyta ==
W momencie gdy wchodzisz do gabinetu, nerwowo stara się ukryć zwłoki jakiegoś psa pod stołem operacyjnym. Potem z uśmiechem odwraca się do ciebie i dyskretnie wycierając zakrwawione ręce w fartuch, zagaja:<br>
– A cóż stało się milusiemu zwierzaczkowi?<br>
Gdy zaczynasz się wycofywać, zamyka drzwi i jednym ruchem porywa twojego stwora na stół, wesoło oświadczając:<br>
– Zbadamy per rectum, nasz skarbelek lubi!<br>
Potem rozwiera paszczękę zwierza i gmerając w niej ubabranymi w gównie paluchami mówi, że ten nieprzyjemny zapach to sprawka kamienia nazębnego. Następnie obmacując lubieżnie naszego pupila po całym ciele, z mądrą miną stwierdza, iż wyczuwa jakieś guzki. Wreszcie mówi, iż trzeba koniecznie zrobić [[USG]], [[rentgen]], [[tomografia|tomografię]], [[morfologia|morfologię]] i w zasadzie, że to cud, że to zwierzę jeszcze żyje. Na pytanie ''Ile płacę?'' unosi wzrok ku górze, jakby szukał natchnienia w gwiazdach, i skromnie mówi:<br>
– 360 zł.

{{Zawody}}
[[Kategoria:Zawody związane z medycyną]]

Wersja z 17:06, 28 cze 2020

Pan doktor z kota robi kisiel i ciastka

Weterynarz – prawie jak lekarz, prawie, bo jego pacjenci jakoś nie chcą dawać łapówek. Zawsze z chęcią pochyli się nad twoim psem lub kotem i sprawi, że ten nagle nabierze zdolności chodzenia po suficie. Z reguły nosi nieco zaplamiony krwią fartuch i rozpowiada w koło, jak to on nie kocha zwierząt, ale nie daj się zwieść, pedofile też mówią, że kochają dzieci!

Kształcenie

Lekarzy weterynarii kształci się na wyższych uczelniach oraz w tanich pubach, głównie za pomocą alkoholu i zakazanych ziół. Podczas nauki studenci weterynarii z reguły dogłębnie zaprzyjaźniają się z dwoma czy trzema martwymi zwierzakami mieszkającymi w formalinie. W zimie, prawdopodobnie dla rozgrzewki, chadzają do obory i grzebią krowom w tyłkach. W pozostałe pory roku z upodobaniem torturują wszystkie zwierzęce formy życia, począwszy od obcinania prosiakom ogonów, a skończywszy na zabijaniu żab o kant stołu. Podobno powołaniem każdego weterynarza jest uratowanie tylu zwierząt, ile wykończył podczas studiów.

Wizyta

W momencie gdy wchodzisz do gabinetu, nerwowo stara się ukryć zwłoki jakiegoś psa pod stołem operacyjnym. Potem z uśmiechem odwraca się do ciebie i dyskretnie wycierając zakrwawione ręce w fartuch, zagaja:
– A cóż stało się milusiemu zwierzaczkowi?
Gdy zaczynasz się wycofywać, zamyka drzwi i jednym ruchem porywa twojego stwora na stół, wesoło oświadczając:
– Zbadamy per rectum, nasz skarbelek lubi!
Potem rozwiera paszczękę zwierza i gmerając w niej ubabranymi w gównie paluchami mówi, że ten nieprzyjemny zapach to sprawka kamienia nazębnego. Następnie obmacując lubieżnie naszego pupila po całym ciele, z mądrą miną stwierdza, iż wyczuwa jakieś guzki. Wreszcie mówi, iż trzeba koniecznie zrobić USG, rentgen, tomografię, morfologię i w zasadzie, że to cud, że to zwierzę jeszcze żyje. Na pytanie Ile płacę? unosi wzrok ku górze, jakby szukał natchnienia w gwiazdach, i skromnie mówi:
– 360 zł.