Łukasz Rutkowski

Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru
Chyba powinienem teraz unikać ciemnych zaułków… Jasnych zresztą też

O Boże!

Włodzimierz Szaranowicz po skoku Łukasza Rutkowskiego

Łukasz Rutkowski (ur. 22 stycznia 1988 r. w Zakopanem) – polski skoczek narciarski[potrzebne źródło] posiadający najgorsze cechy dwóch naszych innych sokołów – Marcina Bachledy i Roberta Matei.

Kariera

Łukasz i jego brat

Zawsze byłem trochę opóźniony w stosunku do brata

Łukasz o sobie i o bracie

Na początku kariera Łukasza Rutkowskiego była ewidentnie przyćmiona przez jego brata, Mateusza Rutkowskiego, który, gdyby nie został ostatecznie wyrzucony z kadry, byłby polskim Harrim Ollim albo Larsem Bystoelem, czyli skoczkiem-alkoholikiem mającym problemy dyscyplinarne. Na szczęście Łukasz był ponad to i ze stoickim spokojem trenował. Mateusz zakończył karierę, a w tym czasie Łukasz zaczął wyrastać na kolejnego typowego polskiego przeciętniaka (w wariancie optymistycznym).

Ogólne spojrzenie na karierę

Łukasz był obiecującym skoczkiem tylko na początku, jak każde dziecko zaczynające przygodę ze sportem. Wkrótce okazało się, że może coś z niego będzie, ale niestety Łukasz miał jeden problem. Brakowało mu ikry, a jego ambicje sięgały awansu do drugiej serii w zawodach niskiej rangi czy zwyczajnie do 50-tki w Pucharze Świata.

W zawodach juniorskich odniósł jeden istotny sukces. Na Mistrzostwach Świata Juniorów w 2008 roku w Zakopanem zdobył brązowy medal. Jednak wtedy ktoś zrobił Łukaszowi żart i powiedział, że go zdyskwalifikowano. Łukasz się popłakał[1]. Wtedy właśnie Łukasz przez krótki okres czasu zniechęcił się do odnoszenia znaczących sukcesów, gdyż obawiał się, że taka sytuacja mogłaby się powtórzyć, a lepiej przecież zostać zdyskwalifikowanym z np. 22. miejsca, bo to tylko punkty, niż z 3, bo to medal. Na szczęści po odniesieniu kolejnego drobnego sukcesu Łukasz zupełnie zapomniał o tej nieprzyjemnej sytuacji.

Łukasz dał o sobie znać w Letniej Grand Prix 2008, gdzie solidnie punktował, a raz był trzeci w Zakopanem, ku zdumieniu i złości Waltera Hofera. Odniósł ten sukces nawet mimo przykrego doświadczenia z MŚ Juniorów. Jednak ponad połowa kibiców oglądających skoki zimą nie ogląda skoków latem, niewielu zwróciło zatem uwagę na ten sukces, który z jakiegoś powodu minął bez większego echa. Jednak trenerzy wzięli go dzięki temu do kadry A, gdzie w sezonie zimowym 2008/2009 prezentował formę godną Tonia Tajnera z najlepszych czasów. Czasem zapunktował, ale aż 9 razy jego udział w konkursach zakończył się na fazie kwalifikacji i wtedy Łukasz mógł spokojnie zwiedzać okolice wokół skoczni, dokładnie tak, jak uczył go Marcin Bachleda.

Nie wiedzieć czemu po tym udanym Grand Prix, zimą Łukasz zaczął korzystać ze swojej umiejętności niewyróżniania się z tłumów, podobnie właśnie jak Marcin Bachleda, który od lat stosował filozofię niewychylania się w żadną stronę, dzięki której od lat znajdował się kadrze A i zbierał stypendium. Dzięki temu kibice koncentrowali uwagę na innych skoczkach, a Łukasz spokojnie kontynuował karierę.

Sezon 2009/2010 był dla Łukasza przełomowy. Po pierwsze serwis skijumping.pl zaczął zamieszczać filmiki z wywiadami, dzięki którym kibice mogli zwrócić uwagę na Łukasza oraz jego sposób wypowiedzi. Okazało się, iż Łukasz Rutkowski przejął od Marcina Bachledy sporą przywarę, bowiem Łukasz jest zadowolony z siebie po każdym, nawet nieudanym skoku. Mało tego, Rutkowski zaczął się wychylać i zajął trzykrotnie trzynaste miejsce w zawodach w Sapporo i w Kulm, więc oczekiwania kibiców wobec jego występów urosły do niebagatelnych rozmiarów. Łukasz zaczął jednak odczuwać presję, a ponieważ jego trenerem był już wtedy Robert Mateja, ten próbował uczyć go jak radzić sobie z presją.

Niestety, jak wiemy Robert Mateja nigdy sobie z presją nie radził, więc Rutkowski zaczął przejmować zachowania Matei. Zaczął się denerwować podczas ważnych skoków, przez co je psuł. Jednak w przeciwieństwie do Kapitana Grawitacji Łukasz zawsze zachowywał dobry humor, gdyż taka była jego natura.

Vancouver 2010

Łukasz Rutkowski zaczął zbierać opinię, jakoby miał być następcą Matei już w Vancouver, kiedy to przegrał nam medal. Jednak wina za brak medalu w drużynówce spadła również na Kamila Stocha, więc Łukasz uniknął linczu. Mało tego, cieszył się, że zajął szóste miejsce, bo dzięki temu zarobił sobie stypendium na kolejne lata.

Planica 2010

Tak! Ponad 100 metrów!

Nadeszły Mistrzostwa Świata w lotach narciarskich w Planicy. Adam Małysz po zaciętym boju przegrał indywidualną batalię o medal zajmując czwarte miejsce, więc chciał sobie powetować porażkę medalem drużynowym. A była na to duża szansa, gdyż przeciwnicy Polaków od dłuższego czasu prezentowali słabą dyspozycję. Niestety, Łukasz Kruczek wybrał niezrozumiały skład. Zamiast świetnie spisującego się, acz bardzo przez Kruczka nielubianego, Rafała Śliża postawił na Stefana Hulę, a Łukasz Rutkowski został w drużynie, mimo iż spisał się indywidualnie gorzej niż Śliż.

Konkurs drużynowy szedł świetnie. W pierwszym skoku nawet wyluzowany Łukasz skoczył przyzwoicie. Na półmetku Polska była czwarta z niewielką stratą do Finów.

Niestety, przyszła druga seria. Kamil Stoch oddał fantastyczny skok na odległość 222,5 metra i wydawało się, że medal jest już nasz. Niestety, nadeszła kolej na Łukasza Rutkowskiego. Z jednej strony odczuł presję wyniku, z drugiej był wyluzowany jak zwykle. Przy wietrze w plecy mogło się skończyć tylko w jeden sposób. Rutkowski skoczył 143 metry i nawet kuzyni Dellasega z Włoch skoczyli lepiej. Rywalizujący bezpośrednio z Łukaszem Fin Olli Muotka skoczył 163 metry w tych samych warunkach. Wszyscy polscy kibice wtedy przeklęli dwukrotnie. Raz po skoku Łukasza a raz po skoku Fina. Medal uciekł. Mało tego, zawsze optymistyczny i pozytywnie nastawiony Włodzimierz Szaranowicz się załamał po skoku Łukasza i przywołał natychmiast wspomnienie tego nieszczęśnika, którego nazwiska już nie będę przywoływał. Łukasz pogrążył Polaków i nasz zespół zakończył mistrzostwa na czwartym miejscu z olbrzymią stratą do Finów. Nawet Adam Małysz nie był już w stanie tego odrobić.

Mimo zepsutej próby, Łukasz nie wyglądał na zmartwionego, wszak najważniejsze, że nie był ostatni, a gorzej od niego skoczyli m.in. Amerykanin Fairall, który nie doleciał do setnego metra, czy Włoch Dellasega, który skoczył niewiele ponad 130 metrów.

Sezon 2010/2011 – początek końca

Mimo choroby Łukasz zdobył 20 pkt LGP. W zimie był taki słaby, że nie zdobył punktów PŚ (zresztą i tak dawali mu mało szans), a w Kontynentalu miał duże problemy z awansem do 30. W końcu, 23 listopada, postanowił zawiesić swoją karierę, ponieważ był chory. Niestety, wrócił do skoków tylko na konkursy w Wiśle i Zakopanem.

Wisła 2013

Łukasz postanowił poskakać w Wiśle. Zakwalifikował się do konkursu, lecz w drugiej serii nie wystąpił.

Po zakończeniu kariery

Łukasz zakończył treningi, nie karierę. Po zakończeniu treningów postanowił skakać dla zabawy w zawodach krajowych, aby pokazać dzieciom, które trenuje, że trener też potrafi. Idzie mu średnio, ale doceniamy, że się stara.

Wyluzowanie Łukasza

Istnieje plotka, wedle której Łukasz wspomaga się niedozwolonymi środkami (m.in. Acodinem), przez co zawsze wydaje się senny i wyluzowany. Taktyka ta sprawdza się, gdy nie ma presji wyniku, wtedy Łukasz na spokojnie lata daleko. Niestety, przy najmniejszej presji Rutkowski zamienia się w nielota czy buloklepa. Kibice jeszcze nie wymyślili Łukaszowi stałego pseudonimu.

Propozycje pseudonimów dla Łukasza

  • Mateja bis
  • Nowy Mateja
  • Nielot Nowej Generacji

Przypisy