Marcin Bachleda
Ten artykuł dotyczy polskiego skoczka. Zobacz też hasła o innych osobach o tym imieniu. |
No... No nie wiem, co się stało... No jakoś mi skok nie wyszeedł...
- Marcin Bachleda do Bartosza Hellera po większości skoków.
Postanowiliśmy odesłać Marcina do domu w obawie, że zrobi sobie krzywdę.
- Apoloniusz Tajner o Marcinie Bachledzie tuż po kwalifikacjach do konkursu lotów w Obersdorfie w 2004 roku.
Mnie to nic nie jest... (Chlip!) Ale narty mi się całe połamały... (Chlip!)
- Marcin do Bartosza Hellera po upadku i połamaniu sobie nart.
Jak się nie ma szczęścia, to nawet dobre skoki nie pomogą...
- Diabeł do Bartosza Hellera po jednym ze swoich skoków w Zakopanem w tym sezonie.
Na gorąco? Jak na gorąco? Nie jest gorąco...
- Marcin zapytany przez Bartosza Hellera o parę słów „na gorąco”.
Testowałem nowy kombinezon, który na pewno się na dużą skocznię nie nadaje na pewno...
- Marcin parafrazując Krzysztofa Kononowicza, zaznacza, że u niego wszystko jest na pewno
Im mniejsza skocznia, tym mniej Marcin traci do czołówki
- Pewna prawidłowość zauważalna w występach Marcina.
Marcin Diabełek Bachleda (ur. 4 września 1982 w Zakopanem) – polski skoczek narciarski[potrzebne źródło]. Wśród trenerów w Polsce nazywany „wiecznie młodym, zdolnym, obiecującym, niespełnionym i przyszłościowym” oraz „najlepszym z najgorszych” i niestety, na tym ambicja naszego skoczka się kończy. Włodzimierz Szaranowicz twierdzi, że Marcin ma dynamit w nogach.
Kariera
Przy okazji wyjazdów na zawody Marcin ma okazję zwiedzać i poznawać nowe kultury – niech ten cytat z profilu Marcina na skijumping.pl służy jako ogólne określenie kariery Marcina.
Początki
Marcin, podobnie jak wielu jego rówieśników, udał się na skocznię i zaczął treningi. W jego przypadku – (ponoć) za namową brata Daniela. Marcinowi szło nieźle, coraz lepiej, ale bez rewelacji.
Późniejsze początki
Ponieważ nie był rewelacyjny, tylko dobry, a nawet przeciętny, nadawał się idealnie do kadry A Apoloniusza Tajnera. Często spadał na bulę i dzięki temu nie mógł przyćmić „Wielkich Talentów”, czyli Tonia i jego kumpla, Tomka Pochwały.
Przełomy
Tak trwała jego kariera. On spadał na bulę, dostawał pensję z PZN-u i był w sumie szczęśliwy. Jednak kilkukrotnie doszło do przełomowych momentów jego kariery.
Połamane narty
Zdarzyło się raz, że Marcin upadł po lądowaniu i połamał sobie narty. Potem płakał Bartoszowi Hellerowi, że mnie to nic nie jest... (Chlip!), ale narty mi się całe połamały... Marcin wcale nie chciał płakać. To było cwane podejście. Swoim płaczem wzbudził współczucie i natychmiast znalazł się sponsor, który kupił Marcinowi trzy pary nowiutkich nart, aby mógł połamać sobie i dwie pary.
Kuusamo 2002
Stare skokowe prawo głosi, że każdy zawodnik może odnieść pojedynczy sukces, który nic nie oznacza. Udowadniali to m.in. Rok Urbanc (zwycięzca z Zakopanego) i Mathias Hafele (raz był drugi i tyle). Marcinowi też się zdarzyło coś takiego, choć nie w takiej skali. Zdarzyło mu się 11 miejsce w Kuusamo i... na razie to było tyle...
Trondheim 2003
W tym czasie Marcin miał depresję. Adam Małysz przeskakiwał skocznię, podczas gdy jego przeskakiwali przedskoczkowie. Marcin chciał choć raz przelecieć skocznię. Żeby wszyscy o nim mówili, żeby był znany. Prosił o to złotą rybkę. Spełniło się, choć po części... Po pierwsze nie przeleciał tylko wyleciał i nie skocznię tylko ze skoczni. Konkretniej, w kwalifikacjach wyszedł z progu, dostał boczny podmuch wiatru, wleciał w miękki śnieg, który leżał po prawej stronie zeskoku i... Nic mu się nie stało! Nie połamał nawet tej pary nart od sponsora! Wygrzebał się i zszedł na dół, gdzie powiedział Bartoszowi Hellerowi W sumie nic mi nie jest, ale mnie tak troszeczkę z boku boli... Nie stał się jednak tak sławny, jak później Jan Mazoch czy Thomas Morgenstern z kilku powodów. Po pierwsze: nic mu się nie stało. Po drugie: to były kwalifikacje, po trzecie: nikt tego nie nagrał, bo telewizja ich nie transmitowała. Po prostu pech. Oczywiście Marcin nie awansował do konkursu głównego...
Oberstdorf 2004
Tu Marcin pobił swój rekord życiowy w skoku na mamucie. Skoczył całe... 87 metrów (słownie: osiemdziesiąt siedem metrów). Robert Mateja patrzył na ten wyczyn z zazdrością. W obawie przed tym, aby chłopina nie zrobił sobie krzywdy, Apoloniusz Tajner odesłał go do domu.
Lato 2005
No i w końcu przyszła forma. Forma tak wielka, że mógł spokojnie przeskakiwać najlepszych. Naprawdę. No ale przeskakiwałby też Tonia Tajnera... Byłby za dobry... Trenerzy nie mogli dopuścić, aby Marcin startował w Pucharze Świata, a latem, w LGP. Wysyłali więc Marcina na Letni Puchar Kontynentalny. I... wygrywał. Trzy zwycięstwa, dwa drugie miejsca i trzy miejsca czwarte. Nie wygrywał tylko wtedy, gdy trenerzy złośliwie dawali mu króciutkie narty jedenastoletniego wtedy Klimka Murańki, a raz nawet dali mu specjalnie za długie, żeby go zdyskwalifikowali w Oberstdorfie. Skakał tak dobrze, że nawet pobił rekord skoczni w Salt Lake City (137,5 m), przeskakując wtedy w jednoseryjnym konkursie drugiego Clinta Jonesa aż o 12 metrów. Marcin wygrał tę edycję Letniego Pucharu Kontynentalnego, ale nie stał się sławny, bo nawet Letnie Grand Prix mało kogo obchodzi, a co dopiero Letni Kontynentalny... Forma przeminęła, a Marcinowi gówno z tego zostało (trofeum rozbił, gdy grał w domu w hokeja, nikt mu go nie odkupił).
Sapporo 2009
Dzień 31 stycznia 2009 przeszedł do annałów polskich skoków narciarskich. Marcin Bachleda spadł na bulę i zajął ostatnie, 40 miejsce z rzadko spotykanym wynikiem punktowym 25.9 pkt za odległość 78 (słownie: siedemdziesiąt osiem) metrów.
Harbin 2009
21 lutego Marcin zdobył srebrny medal podczas uniwersjady – konkursu skoków dla studentów udających skoczków lub skoczków udających studentów. Konkurs wygrał Koreańczyk Hyun-Ki Kim, ale Marcin i tak tego nie zauważył. Wszyscy skoczkowie byli zbyt pijani, a tym samym wszyscy cieszyli się po konkursie...
Wisła 2009
Podczas Letniego Grand Prix 2009 Marcin spisywał się słabo. Postanowił wziąć drugi oddech i odpuścił kilka konkursów. Nadszedł potem czas na dwa konkursy Letniego Pucharu Kontynentalnego w Wiśle, bo tam Polacy zbudowali drugą normalną (w sensie możności użytkowania) skocznię. Marcin rywalizował tam między innymi z Adasiem Małyszem, który chciał wygrać na skoczni swojego imienia. Diabełkowi się to nie podobało i na złość Adamowi wygrał z nim DWA (!!!) razy! Adam był dwa razy drugi. Po konkursach Diabełek się śmiał Adamowi w twarz mówiąc Chyba nie myślałeś, że ci się podłożę? Adam nic nie powiedział. Postanowił czekać do Mistrzostw Polski. Diabełek skończył na 7 i 8 miejscu, przegrywając z niektórymi juniorami. Adam oczywiście wygrał.
Lillehammer 2009
5 grudnia to reaktywacja Marcina. Dzięki koszmarnym skokom czołówki Marcin wślizguje się do trzydziestki i ostatecznie zajmuje 27 miejsce w konkursie PŚ! Ale to jeszcze nic! W Mikołaj, 6 grudnia zrobił sobie i nam prezent zajmując 15 miejsce w PŚ, będąc czwartym z Polaków! Diabełek dał czadu!
Oberstdorf 2010
Marcin wrócił na mamuta w Oberstdorfie, aby się zrehabilitować za skok sprzed kilku lat, ale potwierdziło się, że Marcin lotnikiem to nie jest. Po lotach w Oberstdorfie Marcin wciąż zachowuje swoiste osiągnięcie, gdyż jako skoczek na lotach bywał dosyć często, ale mimo to nigdy (aż do tego weekendu) nie przeleciał punktu konstrukcyjnego mamuta... Ponadto Oberstdorf był dla niego pechowy, gdyż nie przebrnął kwalifikacji, gdyż zabrakło mu 0,3 pkt. do awansu. Jakkolwiek Marcin zaszalał, gdyż w ten weekend pobił swój rekord życiowy. Pierwszy raz w karierze przeskoczył punkt K na mamucie, skoczył całe 186 metrów, czyli 1 metr ponad K!
Najbardziej jednak zwrócił na siebie uwagę wypowiadając kwestię Testowałem nowy kombinezon, który na pewno się na dużą skocznię nie nadaje na pewno. W ogóle w tym wywiadzie wszystko było dla niego na pewno.
Planica 2010
Po FIS Team Tour, w które wliczano zawody w Oberstdorfie, Marcin nie pojechał na Igrzyska. Był rozczarowany, ale utrzymywał, że potem są Kontynentale, a potem Turniej Nordycki i że jakoś to będzie. Kontynentale były dla Marcina, ale już Turniej Nordycki nie. Po kilku jako-takich wynikach Łukasz Kruczek zlitował się nad kolegą i zabrał go na Mistrzostwa Świata w lotach w Planicy, bez względu na jego dotychczasowe popisy na mamutach. Jednak Marcin zaskoczył na jednym z treningów i skoczył, uwaga, pierwszy raz w karierze ponad 200 metrów! Tym samym Marcin przeskoczył ten, wydawałoby się, że nie do przeskoczenia, próg. Skoczył 201,5 i wydawało się, że Łukasz Kruczek nawet wystawi go do konkursu. Niestety, Marcin wciąż był podjarany swoim lotem i w drugim skoku zepsuł próbę, plasując się pod koniec stawki. Tym samym zarówno zawody indywidualne, jak i drużynowe Marcin oglądał z trybun.
Było za-je-biś-cie!
- Powiedział Marcin po swoim skoku na odległość 201,5 metra.
Lato 2010
Lato 2010 minęło w świetle dominacji polskich skoczków na igelitowych skoczniach. Nawet Marcin dorzucił swoje trzy grosze, zajmując 13. miejsce w Wiśle. Jednak Marcin postanowił potraktować lato treningowo. Chciał je spokojnie przetrenować, można powiedzieć, w kraju.
Engelberg 2010
W pierwszym konkursie, 17 grudnia Marcin zajął 45 miejsce. W drugim nas pięknie zaskoczył, zajmując 25 miejsce! Diabełek dał czadu, a Łukasz Kruczek będzie miał rację mówiąc, że jest postęp. „Diabełek” wypowiadał się podobnie, twierdząc, że teraz będzie tylko lepiej. Następnego dnia Marcin jako jedyny z Polaków nie zakwalifikował się do konkursu głównego..
Turniej Czterech Skoczni 2010/2011
Marcin przygotował stabilną formę na jedną z najważniejszych imprez w sezonie. W czterech pierwszych kwalifikacjach do konkursu prezentował się bardzo równo – zajmując 50, 51*, 51* i 50* miejsce, tylko raz w Oberstdorfie awansując do konkursu głównego. Jednak trener Kruczek i tak był z niego zadowolony, gdyż mimo tego, że Marcin był piątym z Polaków jeśli chodzi o wyniki, to wbrew zapowiedziom sprzed TCS-u, nie odesłał go do domu jako jednego z dwóch z najgorszymi wynikami.
* – niezakwalifikowany
Vikersund 2011
Marcin nie pojechał na FIS Team Tour 2011, więc szlifował formę w kraju i w PK. Trener Kruczek postanowił go zabrać na największego mamuta na świecie – Vikersundbakken, gdzie „Diabełek” spisywał się nadspodziewanie dobrze w treningach. Jednak było mu żal, gdy Johan Remen Evensen oddał najdłuższy skok w historii skoków narciarskich. Marcin wiedział, że nie jest w stanie tego przebić, ale uznał, że spróbuje dokonać czegoś innego, co również przyciągnie uwagę mediów. Postanowił oddać najkrótszy skok w historii na mamucie w Vikersund, a przynajmniej skoczyć poniżej stu metrów. Prawie mu się udało w kwalifikacjach, gdzie Marcin skoczył 102 metry, jednak krócej od niego skoczył Estończyk Siim-Tanel Sammelselg, który skoczył równe sto metrów (choć został potem zdyskwalifikowany). Marcin był ostatni w kwalifikacjach, a otuchy postanowił mu dodać Bjoern-Einar Romoeren – były rekordzista świata w długości lotu, który skoczył raptem kilka metrów dalej niż Marcin.
Engelberg 2011
Sezon 2011/2012 dla Marcina nie zaczął się obiecująco. Na sam początek wypadł z kadry, ale postanowił, że będzie indywidualnie przygotowywał się do zawodów. W końcu jako niekadrowicz dostał swoją szansę. W Engelbergu Marcin jednak dwa razy odpadł w kwalifikacjach, broniąc się jednak stabilną formą, która nie była gorsza od większości kadrowiczów, którzy wtórowali Marcinowi w słabych skokach.
Obecnie
Marcin skończył swoją „wspaniałą” karierę i znalazł w końcu swoje prawdziwe powołanie – jest smarowaczem nart w kadrze juniorów. Bo najważniejsze, to znaleźć swoje miejsce na ziemi! Od sezonu 2016/17 został asystentem trenera, Matei w kadrze B skoczków. Nasi juniorzy uczą się od dwóch legend polskich skoków narciarskich.
Podejście do skoków
Marcin ma nietypowe podejście do skoków. Mówi, że nie lubi się wychylać. Nigdy nie rozwinął tej myśli. Może miał się nie wychylać, aby nie przyćmić Tonia?
Pseudonim
Marcin dostał pseudonim „Diabełek” z powodu bojowego podejścia do skoków. Traktuje zawody jak wojnę, podczas której nie należy się wychylać, czyli ukazywać wrogowi... Poza tym ma fajną, diabelską bródkę.